wtorek, 29 września 2015

Zjadacz Snów cz.10

Witajcie!
Wiem, długo mnie nie było, więc dziś mam chwilkę wolnego. Dziś poznacie dalsze losu, naszych młodych bohaterów!
Zapraszam!
"[...] Nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć, nigdy nie spotkałem się z osobą, która była zamieniona w kota. Ale po części wiem jak się czuła odrzucona przez rodzinę, przynajmniej przez ojca. A przyjaciół jako takich miałem. Dobrym tego przykładem jest Jarred. Ona miała gorzej, chodząc do szkoły, w której nikt jej nie akceptował.
-Wiem, że możesz nie wiedzieć, co masz mi odpowiedzieć i wiem, że to trudne, ale musimy jak najszybciej znaleźć Zjadacza, by to co stało się ze mną, nie przytrafiło się tobie. Mogę Cię również nauczyć pewnych sztuczek, ale to potem.-powiedziała, a jej uśmiech z chwili na chwilę, się powiększał, o ile w ogóle mogło to być możliwe-Wyjdź na chwilkę, ja się ubiorę.
  Wyszedłem z pokoju, zastanawiając się jak długo, może się ona ubierać. Słyszałem, że kamerdyner krząta się po domu, sprzątając. To może lekko utrudnić sprawę poszukiwań, chociaż lubił Grace, więc może nie być , aż tak źle.
  Po kilku minutach dziewczyna wyszła z pokoju. Była ubrana w szarą bluzę z napisem "Winter is coming", czarne jeansy i takiego samego koloru trampki. Długie włosy związała w misterny warkocz.
-Niech zgadnę, jesteś fanką "Gry o tron"*?
-Wszystko zdradza moja bluza?-roześmiała się.-Chyba powinniśmy zacząć od tego pokoju, z pożartymi deskami.
  Sprawdziłem czy mężczyzna nie patrzy na nas, i pobiegłem za Grace. Nie dawno zaglądałem do owego pokoju i nic szczególnego tam nie znalazłem, no może prócz, wielkiego napisu ZJADACZ SNÓW. Facet musiał mieć nieźle pomieszane w głowie nazywając się tak. No, bo powiedzmy sobie szczerze, czy Zjadacz Snów to normalne przezwisko? A matka wołała Zjadaczku chodź na obiad? 
  Dziewczyna była już w środku pokoju,a ja ocknąłem się i ruszyłem za nią.
-Rozdzielmy się. Ty przejrzyj tą stronę, a ja tamtą-powiedziałem i zabraliśmy się do pracy.
   Pokój był nie duży, ale z sufitu zwisały jakieś sznurki, co utrudniało pracę, nie dodając, że w pewnych miejscach brakowało paneli. 
  Zabrałem się do penetrowania swojej części, przeglądałem deski w podłodze. Po dłuższym czasie praca stała się nużąca, gdy Grace krzyknęła:
-Mam!
  Pobiegłem do niej, by przyjrzeć się jej znalezisku. Było to stare pudełeczko. Grace przejechała ręką po wieczku, uniósł się z niego pył. Musiało tam leżeć, trochę czasu. Dziewczyna otworzyła je, a w środku znaleźliśmy klucz.
                                                                                      *
  Obudził mnie Jarred.
-Luke! Wstawaj!
-Czemu mnie budzisz?-nałożyłem sobie kołdrę na głowę,-Odejdź śmiertelniku, bo wypiję z ciebie krew-mruknąłem.
  Słyszałem jak chłopak odsłania zasłony. Do pokoju wdarły się promienie słoneczne, a Jarred znów zdarł ze mnie pościel.
-Ssss!-wyskoczyłem z łóżka.
-I  mówisz, że wszystko z tobą w porządku?-mruknął chłopak.
  Usiadłem na podłodze, przypominając sobie, o znalezisku w Karinie Snów. Klucz. Mieliśmy klucz teraz trzeba będzie znaleźć zamek.Łatwizna- pomyślałem, bardzo optymistycznie.
-Znów tam byłem!-wykrzyknąłem, a przyjaciel od razu zamienił się słuch. Jarred zadawał masę pytań.
-Ciekawe do czego będzie ten klucz? Do jakiejś tajemnej jaskini? A może do samego laboratorium mordercy.-gadał, gdy schodziliśmy po schodach.
  Do głowy przyszła mi myśl. Czy uda mi się wyciągnąć Grace? W końcu była więźniem Zjadacza, już wiele lat, Dorastała tam, jako dziecko, ale w drugiej połowie życia jako kot.
-Udamy się do biblioteki-powiedziałem, Jarred popluł się owsianką.
-I mówi to Luke Jonson, który z życiu nie był w bibliotece.
-Ależ, to świetny pomysł! Mogę was podwieźć-pochwaliła mój pomysł mama chłopaka."
                                                                                      CDN
*Dla niedoinformowanych! "Gra o tron" powieść fantasy, napisana przez Georga R.R Martina.
Powstał, również serial, który jest emitowany na HBO.

A na koniec jeszcze Luke i Jarred! Wiem, że trochę mało, ale muszę jeszcze po uczyć się angielskiego. W piątek będę miała więcej czasu. Oczekujcie piątku! Bo sama nie wiem czy napiszę wcześniej :<
Dobranoc, kochani! 

piątek, 25 września 2015

"Zjadacz Snów cz.9"

Witam!
Dziś po moim powrocie, już ósma cześć Zjadacza Snów. Mam też pewien genialny pomysł co będzie potem, ale przed premierą nikt się nie dowie!
Jak wcześniej mówiłam, dziś mam dla was niespodziankę!
Rysunek mojej koleżanki D, która narysowała Luke'a i Grace! W w stylu mangi! Oczywiście zamieszczę wam go tutaj, pod opowiadaniem.
Zapraszam ;>
"{...} Rankiem, postanowiłem zawiadomić o wszystkich wydarzeniach Jarred'a. Ależ się chłopak ucieszy, w końcu sam wymyślił, żeby umyć kotkę. Zadzwoniłem do niego, by poprosić go o spotkanie, mieliśmy zobaczyć się u niego w domu. Tam nikt nie będzie nam przeszkadzał. Cieszyłem się, że go zobaczę, a jednocześnie zamartwiałem się czy przypadkiem odmieniając Grace, nie zrobiłem jej krzywdy. Przypomniało mi się jak się trzęsła w  moich ramionach. Ciarki przeszły mi po plecach.
  Włożyłem koszulkę i stare, krótkie spodenki. Przeczesałem włosy, po czym zbiegłem na dół uważając na trzeszczące schody.Moją uwagę przykuli pakujący się rodzice. Dopełnili swoje durne groźby, że wyjadą sami, a mnie zostawią z ciotką.
-Szybciej nie możemy się spóźnić na samolot!-pośpieszali siebie nawazajem, a na mnie nawet nie zwrócili uwagi.Poszedłem do lodówki by przygotować sobie śniadanie, niestety była pusta. Widziałem w tym sprawkę ojca, wczorajszego wieczoru zjadł wszystko, bo wiedział jak nie lubię jeść jedzenia, które gotuje ciotka.
-Luke, ciocia Bianka, będzie jutro. W tym czasie nie zmajstruj czegoś, bo będziesz za to odpowiadał. Jeszcze jeden twój wybryk, a trafisz do szkoły z internatem!-matka pochyliła się i szepnęła-Lub jak twój ojciec woli powiadać, do szkoły dla młodocianych recydywistów! Trzymaj się kochanie i naprawdę nie narozrabiaj za bardzo. A przypomniało mi się, dzwoniłam do mamy Jarred'a i dziś u niego zanocujesz. Cześć!-pocałowała mnie w czoło i wyszła razem z ojcem.
  Słyszałem kółka walizek, szurających o chodnik przed domem, Podbiegłem do okna, by upewnić się czy naprawdę odjechali. Szum silnika, pisk opon i samochód rodziców znikł z podjazdu.
  Zabrałem rzeczy potrzebne mi do nocowaniu u przyjaciela, i wyszedłem z domu zamykając za sobą drzwi. Zawsze gdy wychodziłem, bałem się, że ich nie domknąłem, więc stałem jeszcze przez 10 minut przed domem jak dureń, siłując się z drzwiami. Upewniwszy się ruszyłem w stronę domu Jarred'a. Pozdrowiłem sąsiada-szarpidruta, lekkim skinieniem głowy, a grzywka znów opadła mi na oko.
  Byłem ulicę od jego domu, gdy zobaczyłem za sobą mężczyznę, który (jak mi się wydawało), śledził mnie. Przyśpieszyłem kroku, oczekując na jego reakcję, zrobił to samo. Moją obawę, usunął Jarred, który wyszedł mi na spotkanie, w tym momencie mężczyzna znikł.
-Luke! -zamknął mnie w przyjacielskim uścisku- W reszcie dotarłeś! Opowiadaj, jak z tym kotem!
-No więc, udało mi się! Tylko ta dziewczyna się jeszcze nie obudziła.-kontynuowałem swoją opowieść jeszcze przez dwie godziny, zasypywany pytaniami chłopaka. Tylko on mi wierzył z tymi snami, więc starałem nie być wredny. On potrafił być denerwujący. Do wieczora nie zamykała mu się buzia.
  Dzień minął nam naprawdę szybko. Nie miałem czasu przejmować się Kariną Snów ( jak wcześniej nazwałem swoje sny). Późną nocą położyliśmy się do łóżek. Mama Jarred'a przegoniła nas, od telewizora w środku naprawdę strasznego horror'u.
-No to co idziemy spać?-spytałem.
-Ta..-nie zdążył skończyć, bo zasnął.
-Ciekawe, czy ja tak szybko zasnę?-mruknąłem do ściany.
  Leżałem jeszcze chwilę, wpatrując się w sufit. Po czym odpłynąłem przy przywitać Krainę Snów.
                                                                                         *
  Stałem przed pensjonatem. Wcześniej nie zwróciłem na to uwagi, ale byłem w swoich ubraniach. Padał rzęsisty deszcz. Wbiegłem do środka, mocząc buty w świeżej trawie. Wpadłem na kamerdynera.
-Luke, jesteś w końcu. Nie mogłem cię znaleźć! Grace już się obudziła, pomyślałem, że chciałbyś się z nią zapoznać.
-T-t-a-a-a-k-jąkając się wbiegłem po schodach na górę. Nie wiedząc czemu, jąkałem się w jego obecności, gdy rozmawialiśmy o tej dziewczynie. Na myśl o niej moje policzki pokryły się rumieńcem. Zachowuję się, jak dziewczyna -pomyślałem otwierając drzwi.
  Grace leżała w kokonie pościeli, jej ciemne włosy spływały z łóżka na podłogę, usta były ułożone w lekkim, choć nie znacznym uśmiechu. Myślałem, że śpi, ale ona rozchyliła powieki, i ujrzałem jej jasno niebieskie oczy.
-Ty to Luke?-spytała, a a jej usta były coraz bardziej uśmiechnięte, gdy tak na nią patrzyłem, zauważyłem dołeczki, gdy się uśmiechała.
-Tak, a ty Grace?-czy ja jestem, naprawdę taki głupi. Oczekiwała pewnie jakiegoś mądrzejszego pytania. To tak samo gdybym pytał prezydenta czy jest prezydentem.
-Tak, choć pewnie już wiesz. Usiądź-poklepała miejsce obok siebie, a ja zbliżyłem się i przysiadłem- Chciałam Ci bardzo podziękować, za to, że mnie uwolniłeś z tego więzienia. Nie wiesz jak trudno być kotem, one są tak głupie. Zachowywałam jakąś połowę świadomości, że nadal w tym ohydnym futrze siedzi człowiek, a nie przygłupi kocur.
-Naprawdę, nie masz, za co dziękować-mruknąłem.
-Ależ jest! Wiem, że szukasz odpowiedzi na to czemu to właśnie ty zostałeś wybrany, żeby pomóc mi odkryć tajemnicę Zjadacza Snów. Tego samego, który zabił moich rodziców- jej twarz nie zdradzała żadnych emocji, gdy wspominała o rodzinie- Ja ci pomogę, jeśli chcesz. A wiem, że chcesz uwolnić się od tych snów. każdy by chciał.
-A ty? -spytałem , sam nie rozumiejąc o co pytam. No bo w końcu, czy ona tu mieszka?
-Ja? Chciałabym wrócić do twojego świata. Mieszkałam tam wraz z rodziną, do momentu, gdy pojawiły się te sny.Nie przejmowałam się nimi, bo w pewnym sensie były lepsze od rzeczywistości, w której nie miałam przyjaciół, a rodzina się mną nie interesowała. Po roku, w snach pojawili się rodzice, i co dziwne , również mieli własną wolę. I tak co noc wszyscy udawaliśmy się do tej mistycznej krainy. W pewnym momencie już się nie obudziliśmy, więc przyszliśmy do tego pensjonatu. Byłam wtedy małą dziewczynką. Pewnej nocy, rodzice zostali zabici, a i morderca zmienił mnie w tego kocura."
                                                                               CDN
Oto dzieło! Mi osobiście bardzo się podoba. A koleżanka, będzie ilustrować, tą historię, więc w poniedziałek dodam nowe dzieła to opowiadania!
A co do niego, to jak wam się podobało? Mam nadzieję, ze nie wysalam z wprawy!
Zachęcam do komentowania!
I życzę miłego weekendu :>

czwartek, 24 września 2015

Przepraszam ;C

Hej!
Wielkie przeprosiny dla was!
Napiszę dopiero jutro, bo dzisiaj musiałam się trochę po uczyć!
Więc zapraszam jutro! Będzie WIELKA NIESPODZIANKA!
Dobranoc c:

środa, 23 września 2015

Z powrotem :> i "Upadły Eden"

Hej, hej!
Jak wcześniej zauważyliście, nie było mnie tu przez dłuuuższy czas, tak samo jak i was :<
Mam nadzieję, że z powrotem będziecie mnie odwiedzać c:
A na początek takie króciutkie opowiadanie 'powitalne'!
"I leżałem konając pod drzewem, krew tryskała z mego uda. Zwłoki moich przyjaciół i nie znajomych leżały na ziemi. Jeszcze żywi kompani i wrogowie walczyli o wejście do rajskiego ogrodu. A ja Feramiel patrzyłem na ich bitwę, wspominając jakże słoneczny poranek.
                                                                                         *
  Stałem wraz z Semalielem pilnując mitycznych wrót Edenu. Każdy z cherubów musiał stawić się raz w miesiąc by pilnować wrót. Każdego również kusiło, by chociaż ukradkiem spojrzeć na mistyczny Eden.
  W blasku porannego słońca promienie muskały łagodnie stopy moje i mego kompana, oraz  miecz w skale, który stał przed wejściem. Miał złotą, pięknie zdobioną  rękojeść, , oraz drobinki kryształków.
-Nie wiem po cóż pilnować, tych wrót. Tu jest tak spokojnie- mruknął Semaliel.
-Jak Pan każe, tak ma być, drogi przyjacielu!-odparłem.
-Ty masz swoje korzyści ze stania tutaj-cherub lubił obgadywać innych aniołów, demonów,a jego największą atrakcją było obgadywanie właśnie mnie.
  Może i miałem z tego jakieś korzyści, ale co do tego temu grubemu Semalielowi. Niech sam znajdzie sobie jakąś korzystniejszą robotę, niż obżeranie się ciastkami.
  Ciszę, przerwało zadęcie w róg. Nie był to przedmiot anielski, dochodził z piekieł. Coś się szykowało, wysłałem swoją Helię, sowę, z listem, w którym nawoływałem wojska Michaela oraz jego samego.
  Zza drzew rosnących przy wrotach wyłoniły się pomniejsze oddziały demonów, na czele z ...Aż mnie wtedy oniemiało, sam Niosący Światło, szedł w naszą stronę.
-Lucyferze, czego od nas chcesz?-wykrzyknąłem.
-Od was otyłe cherubinki? Nic. Ale chcę dostać się tam - wskazał palcem raj- Moje wielkie marzenie, więc możecie mnie wpuścić, a opóźnię wasz zgon, lub zabiję was od razu!
-Panie to prawie to samo-mruknął jeden z demonów.
-Zamknij się, Slaider!-ryknął.
  Rozległ się tętent kopyt, i wojska anielskie wyjechały wprost na nas.
-Michaszek?!-zaśmiał się Lucyfer-Jakże się cieszę z naszego spotkania!
-Nie mogę powiedzieć o tym tego samego, Świeco!
  Odziały Lucyfera zaatakowały armię aniołów, sam włączyłem się w tornado bitwy. Wyjąłem swój miecz, i zaatakowałem jednego z demonów, pchnąłem mój miecz pod jego żebra, on upadł konając. Napojony zwycięstwem z pierwszym przeciwnikiem, zabrałem się za drugiego. I tak trwała wyrównana walka.
  Mój udział w tej bitwie, zakończył się, gdy Slaider ranił mnie w nogę, odczołgałem się kawałek, by odpocząć i zaczekać na zakończenie bitwy.
  Aniołowie upadali, a Niosący Światło zbliżał się do bram Edenu, gdy zdobędzie Eden, rozpocznie się wojna między siłami dobra i zła.
  A ja umierałem, patrząc na poległych. Nie nie poddam się- zaświtała mi ta myśl. Wymyśliłem, tylko jedno. Odczołgałem się w bezpieczne ustronne miejsce, gdzie nikt mnie nie zobaczy, i odleciałem jak tchórz z pola bitwy, gdzie za mnie i za przyszłe pokolenia walczyli aniołowie.
      Przez resztę swojego nędznego życia żałowałem owego czynu."
Opowiadanie składa się tylko z tej części! Więc następnym wpisem, będą zapewne przygody Luke' i Grace! 
Gorąco zapraszam na poprzednie wpisy, tych którzy są tu po raz pierwszy!
Do zobaczenie, i miłego dnia ;>