poniedziałek, 28 grudnia 2015

Assam cz.1

Hej!
Nie miałam dalszych pomysłów na tamto opowiadanie. To mam napisane w zeszycie. Więc będzie skończone. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
  "Nigdy nie potrafiłam znaleźć swoich ubrań w szafie. Nie mogłam, przecież wyjść tak do szkoły, moje koleżanki uznałyby, że zwariowałam.
-Kayla! Chodź, spóźnisz się!- zawołał ojciec.
  Lubił jeździć że mną, bo sam pracował w liceum, do którego ja uczęszczałam. Ja za to nie lubiłam, gdy mnie pośpieszał.
  Po długich poszukiwaniach znalazłam upragnioną bluzkę i założyłam ją. W pośpiechu splotłam włosy w warkocz.
  By nie denerwować taty, postanowiłam nie jeść śniadania. Było już wpół do ósmej i mógł spóźnić się do pracy.
  Zeskakiwałam po dwa schodki.
-Szofer już czeka!- rzucił tata i wybiegł z domu.
  Byliśmy bardzo bogaci, a ja nie wyobrażałam sobie mieszkać gdzie indziej. Nie potrafiłabym rozstać się z tym domem.
                                     *
-Więc,  mówi mi panno Mangan, że nie odrobiła pani pracy domowej, bo była pani na pogrzebie babci- spytał profesor McKennedy.
  Nigdy nie przepadałam za jego wykładami. Zadawał bardzo dużo, pytał co lekcję, a co najgorsze mnie nie lubił. Miał swoich pupilków.
  Mężczyzna był niskiego wzrostu. Przy czym był bardzo gruby. Przypominał mi pączka. Na tę myśl zachciało  mi się śmiać.
- Owszem,  profesorze.-odparłam.
-A czy to ta sama babcia, którą rozmawiałem wczoraj, o pani beznadziejnych ocenach?
  Carter wybuchnął śmiechem, a reszta klasy posyłała sobie znaczące uśmieszki.
  Co do tego kujona. Policzę się z nim potem. Nienawidziłam go od przedszkola. Ślinił się do każdego nauczyciela.
  Gdy skończyły się lekcje wyszłam że szkoły. Nie czekałam na tatę, ponieważ nie chciałam słuchać jego pretensji.
  Przez chwilę stałam przed szkołą, myśląc o burzy jaką, rozpęta moja matka. Nawet nie zauważyłam mężczyzny w czerni, który podszedł do mnie i zakrył mi dłonią usta. Próbowałam się wyrwać, lecz moje poczynania nie przyniosły żadnego skutku. Zaciągnął mnie do auta, gdy zza rogu wybiegł Carter.
  On przecież mnie nie uratuje. Ale ku mojemu zdziwieniu, pobiegł do nas i uderzył mężczyznę w tył głowy.
-Zbieraj się!
- Gdzie? Musimy zadzwonić na policję, a tobą nie mam zamiaru nigdzie jechać.- wykrzyknęłam z wściekłością.
  Odwrócił się do mnie i przerzucić mnie przez ramię. Ile osób jeszcze będzie chciało mnie porwać?
  Otworzył drzwi i wrzucił mnie do samochodu. Był to doskonały moment do ucieczki. Ułożyłam w głowie krótki plan. Niestety chłopak zamknął drzwi. 
  Odpalił samochód i ruszył z piskiem opon."
Mam nadzieję, że się wam podoba!
Miłego dnia! I nie zapominajcie o komentarzach!

niedziela, 20 grudnia 2015

Dragon fire cz.7

Witajcie!
Od bardzo dawna nie pisałam. Ale poprawię się.Wstawiam wam, siódmą część!
Zapraszam!
"[...] Obudziłam się z krzykiem. Śniło mi się, że ojciec Dragon przychodzi i wbija mu, ostre jak szkło pazury, w odsłonięte plecy. A co najgorsze chłopak całował się z jakąś inną dziewczyną. Otrząsnęłam się, w końcu to sen. Ale i tak wolałam się upewnić, otworzyłam oczy. Moja głowa spoczywała na jego kolanach, Dragon czule gładził mnie po włosach.
-Nic Ci nie jest?-spytał i przysunął się do mnie. Złożył na moich wargach szorstki pocałunek.-Wstajemy, księżniczko! Musimy lecieć!
  Pośpiesznie zsunęłam z siebie koc i wstałam. Złożyłam koce, po czym zapakowałam je do plecaka. Miałam nadzieję, że po drodze nie napotkamy jego ojca. Na samą myśl o nim ciarki przeszły mi po plecach. Nie chciałam być śniadaniem jego ojca.
  Dragon wziął cięższy plecak, ja ten mniejszy. Chociaż sama mogłabym nieść jego, on uparł się bym niosła ten.
  Szliśmy przez gęstwiny liści. Chłopak próbował wybierać takie ścieżki, na których nie leżały kłody połamane drzew. Jak się okazało takich nie było ich zbyt wiele.
  Podczas przechodzenia przez jedną z nich, potknęłam się. Gdy już myślałam, że moje zęby zostaną w ziemi, Dragon złapał mnie. Postawił mnie do pionu.  Ogarnął mi z twarzy włosy i przejechał palcem po moim policzku.
-Uważaj, królewno.- mruknął mi przy uchu
-Dzięki za radę.- uśmiechnęłam się.
  Chłopak roześmiał się i ruszyliśmy w dalszą drogę. "
Wiem, że nie jest tego dużo. Ale napewno,  potem napiszę więcej.