Witajcie!
Cały rok nie dodawałam żadnych postów. Nie wiem czy w ogóle ktoś zajrzy na tego bloga po takim długim okresie czasu. Z uwagi na pisanie tego na telefonie, proszę o wyrozumiałość. Postaram się wychwycić wszelakie błędy.
Opowiadanie, które chce wam pokazać, jakiś czas temu pisałam na lekcji polskiego i było ono wysłane na konkurs. Wygrał mój klasowy kolega, przy okazji bardzo pozdrawiam! Może wam się spodoba. Historia o miłości, bez żadnych nadnaturalnych zjawisk, postaci.
Zapraszam do czytania!
"Pewnego słonecznego dnia z uśmiechem na ustach wyszłam z domu. Jak go spędzić?- zadałam sobie w myślach to pytanie. Kroczyłam wzdłuż wiejskiej dróżki. Moi przyjaciele zostali w mieście, w którym mieszkałam, a na wakacje przyjechałam tutaj, na wieś, gdzie nikogo nie znałam.
Chwilę później zobaczyłam w oddali ogród. Wydawał się bardzo interesujący. Postanowiłam przyjrzeć mu się z bliska. Z każdym krokiem coraz bardziej mnie intrygował. Wyglądał magicznie w blasku porannych promieni. Zdecydowanym krokiem pokonałam ostatnie pare metrów, dzielących mnie od świeżo odmalowamej furtki. Posiadała misterne zdobienia, oraz klamkę w kształcie róży, w kolorze czerwonym. Jej płatki zostaly pokryte zieloną farbą. Lekko ją uchyliłam i znalazłam się w najpiękniejszym miejscu na ziemi.
Dróżka wyłożona kostką brukową, wzdłuż której rosły różyczki, wielkości pięści. Prowadziła do stawu, po którym pływały śnieżno białe łabędzie. Były delikatne, jakby zło całego świata ich nie dotyczyło. Trawa sprawiała wrażenie nadającej się do spożycia. Ogromne drzewa, prowadziły ze sobą cichą rozmowę, szeptały by nikt nie dowiedział się o ich tajemnicy.
Zdjęłam buty i zafasycnowana zaczęłam biegać wśród drzew, ściągając się z wiatrem. Na chwilę poczułam się wolna jak ptak. W tamtej chwili mogłam wszystko. Magia ogrodu przepłynęła przez każdą część mojego ciała. Zachwycona niczym dziecko, spoczęłam obok największego drzewa. Miałam stamtąd doskonały widok na cały teren. Powieki stawały się coraz cięższe, aż w końcu pozwoliłam im opaść i zasnęłam.
Obudził mnie dźwięk łamanej gałęzi. Ktoś zrywał różę, pomyślałam, przytoczona snem, którego nie pamiętałam. Przymrużonym wzrokiem starałam się ujrzeć sprawcę. Był to anioł. Nie, nie. Marzenia senne jeszcze przćmiewały mój umysł. Chłopak, który idealnie pasował do tego miejsca. Miał kruczoczarne włosy i bardzo dobrze zbudowane ciało. Odwrocil głowę. Mocno zarysowane rysy twarzy, i oczy w kolorze, otaczającej nas trawy sprawiły, że oniemiałam. Miał bladą cerę, jakby słońce w ogóle na niego nie działało. Był wyraźnie zakłopotany. Spojrzał mi w oczy, przeczesując w tym czasie kosmyk niesfornej grzywki.
-Przepraszam, że Cię zbudziłem. Ale musiałaś śnić piękny sen, dlatego chciałem poczekać, aż się zbudzisz i wręczyć Ci to.- powiedział i wręczył mi kwiat..."
Krótki kawałek z mojego opowiadania. Jeśli chcielibyście, bym wznowiła działalność bloga, napiszcie w komentarzach!
Dobranoc moi mili :)
wtorek, 18 lipca 2017
Wielki Powrót
poniedziałek, 4 stycznia 2016
Assam cz.4
Hej!
Zapraszam na kolejną część przygód Kayli Manson!
"-Wstawaj,królewno!-potrząsnął mnie za ramię.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam Carter w spodniach khaki i czarnej koszulce. Przeczytał grzywnę dłonią.
-Rusz się, wstawaj!-wrzeszczał, a na koniec oblał mnie szklanką zimnej wody.
Wstałam i wstałam włosy. Wzięłam do ręki butelkę i oblałam go, na co ten roześmiał się.
Gdy zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy namioty i resztę rzeczy.
-Carter, a ty czasami nie zwariowałeś i nie widzisz latających jednorożców.-spytałam z nutą sarkazmu.
-Nie i przyzwyczaj się do dziwnych rzeczy-odparł.
-I jak ty właściwie mnie pilnujesz, skoro przez całą noc spałeś?
Uśmiechnął się szelmowsko i odsunął gałąź by mnie przepuścić. Nadal nie wierzyłam w sprawie tej przepowiedni. Czy mógłby mi to głębiej wyjaśnić?
Szliśmy przez ten sam las. Nie rozmawialiśmy, więc postanowiłam oglądać widoki. Nie było tu zbyt pięknie. Wszędzie tylko drzewa i drzewa. typowy leśny krajobraz.
-Gdzie będziemy dalej jechać? I czy rodzice nie będą się martwić?
Carter spojrzał na mnie. On coś ukrywał -pomyślałam.
-No mów!- zatrzymałam się.
-Teraz jedziemy do biura. A twoi rodzice... Zostali porwani przez tych ludzi, którzy nas śledzili.
Zachciało się i upadła. Może tak nie do końca, bo chłopak złapał mnie w ostatnim momencie. Podniósł mnie i zaniósł mnie do samochodu. Położył na tylnym siedzeniu i przykrył kartką. Wsiadł do przodu. Poczułam, że ruszamy.
Zamknęła oczy, starając się nie myśleć co ci ludzie mogli robić z moimi rodzicami. Bałam się,że mogą ich torturować. Starałam się nie płakać, ale nie udało mi się. Oparła ręką twarz.
Chłopak odwrócił się na chwilę, popatrzył na mnie z współczuciem. Ale ja nie chciałam jego łaski. Niech w dupę, sobie wsadzi tą przepowiednię i zostawi mnie w spokoju. Ale nie powiedziałam tego głośno.
Polubiłam go, teraz tylko on mógł mi pomóc. Po za tym czułam się z nim bezpiecznie. Zarumieniłam się wyobrażając go sobie bez koszulki. Otrząsnęłam się, by wrócić do rzeczywistości i pomyśleć jak uwolnić rodziców.
Carter mi pomoże. Wiedziałam to, a nawet jeśli się myliłem, był moim strażnikiem i musi mi pomóc.
Ciekawe na czym to całe 'strażnikowanie' polega? Dodałam to do coraz dłuższej listy z serii pytań do Cartera.
Chociaż, że dopiero wstałam postanowiłam się zdrzemnąć.
*
Obudziłam się obok Cartera. Leżała, a mój policzek był przyciśnięty do jego klatki piersiowej. Cała byłam w niego wtulona. Gdy zauważył, że nie śpię lekko się zarumieniłam.
-Rozłożył fotele, żeby się dobrze wyspać. I wolałem spać obok ciebie, niż na siedząco.
Prychnęłam. Ale leżenie koło niego sprawiało mi przyjemność. Wcześniej zwymitowałabym siedząc z nim w ławce.
Co się ze mną dzieje? Nie miałam chłopaka, bo myślałam, że mógłby mnie ograniczać. A teraz całkiem inaczej traktowałam Cartera.
Chłopak pachnie żelem i dezodorantem."
Dziś trochę krótsze, ale jutro się poprawię ;)
Miłego dnia!
niedziela, 3 stycznia 2016
Assam cz.3
Witajcie!
Dziękuję za wszystkie wczorajsze komentarze! Cieszę się, że wam się spodobało! Zapraszam na kolejną część!
"Po za tym trzęsło, jak przed wybuchem wulkanu, lub przed trzęsieniem ziemi.
-Długo jeszcze? - zapytałam. Na co on w ogóle nie zwrócił uwagi.
Pomaachałam mu ręką przed nosem. Oczywiście, nie zareagował.
-Długo jeszcze?-ponowiłam pytanie.
-Musisz wszystko utrudniać? Nie odzywaj się, chyba, że to coś ważnego.
Powróciłam do oglądania drogi. Zauważyłam, że ten czarny mercedes nadal za nami jechał, po chwili zróenał się z nami. W środku siedział ten mężczyzna, który mnie zaatakował. Gdy popatrzył w moją stronę, pokazałem mu język. A ten w odpowiedzi uderzył w naszego Jeepa.
-Cholera!-Carter starał się jechać szybciej. Po prawej stronie rósł las. Może powinniśmy się tam ukryć -pomyślałam. Powiedziałam o tym chłopakowi, skinął głową.
Dojechaliśmy do lasku. Wyjechaliśmy pomiędzy drzewa. Na szczęście po drodze, przyjeżdżał taki sam samochód jak nasz, więc tamten mężczyzna musiał się pomylić.
-Weź tamten plecak- wskazał mi jeden z większych.
-Ten wielki? Czemu akurat ten?
-Bo bierzemy dwa. A jeśli chcesz trzymać ten cięższy to nie ma problemu.-odrzekł i wrócił do zamykania bagażnika.
Zarzuciłam sobie go na plecy. Ważył chyba z trzy tony. Ale postanowiłam się nie odzywać, dopóki on nie zacznie rozmowy.
Carter ruszył w stronę drzew. Rozpracowałam jego plan. Postanowił zaszyć się w lesie na noc i wyjechać z samego rana, o ile ktoś nie stanie mu na przeszkodzie.
Zaczęło się ściemniać. Doszliśmy do małej polanki. Obrastały ją ogromne dęby, więc nikt nas nie zobaczy, jeśli skryjemy się w ich cieniu.
Chłopak postawił plecak obok największego drzewa.
-Pójdę po coś na rozpałkę, a ty rozstaw namioty, jeśli umiesz.-rozkazał.
Wtedy zauważyłam,że trzymał jeszcze worki z namiotami, które zaczęłam wyjmować.
Poszło mi łatwo, ponieważ w wakacje jeździłam z tatą nad jezioro. Łowiliśmy ryby, piekliśmy pianki nad ogniskiem.
Carter wrócił, gdy zobaczył moje dzieło, pokazał głową z uznaniem. Pewnie myślał, że sobie nie poradzę.
On sam rozpoczął rozstawać ognisko. Ułożył stosik z większych gałęzi. Pomogłem mu, skoro i tak nie miałam nic do roboty. Uśmiechnął się do mnie.
-Wiesz, nawet mi nie przeszkadza,że akurat z tobą tu jestem. Ale gdybyś był łaskawy mi powiedzieć co się dzieje...
- Jasne, ale po kolacji.
Podczas, gdy ukaładaliśmy drewno nasze ręce stykały się że sobą. Nie było to, aż tak obrzydliwe, jak myślałam. Ale gdyby ktoś powiedział mi rano, że będę miło spędzać czas z Carterem, wyśmiałabym go.
Ognisko zostało rozpalone, a my usiedliśmy wokół niego, na pieńkach. Chłopak wyjął z plecaka kanapki i dwie butelki wody. Podzielił porcję między nas.
-Chcesz się dowiedzie całej prawdy?
-Tak.
-Więc zacznijmy od tego..
Wstał i zdjął sweter, ukazując dobrze zbudowany brzuch. Na lewej ręce miał tatuaż. Zdjął z włosów perukę i okulary. Ułożył ręką niesforne czarne koszyki włosów.
Teraz wyglądał naprawdę męsko. Kropelki potu spływały mu po twarzy.
-Tamten nudny kujon, skrywał niesamowicie przystojnego faceta.-powiedział bez cienia skromności.-I nie przerywaj mi. Jestem twoim strażnikiem. Pewnie twoja śliczna główka nie pojmuje po co jej strażnik. Jest przepowiednia,że dziewczyna z gwiazdą na ramieniu otworzy mistyczny ogród Assam. Pracuję dla spółki, która zajmuje się ludźmi takimi jak ty. Twoi rodzice wiedzieli,że jesteś wyjątkowa, więc zadzwonili do nas. Moim głównym priorytetem jest strzyżenie ciebie.
Spojrzał na mnie i czekał na reakcję. Gdy ja trawiłam zdobyte przed chwilą informacje, po chwili roześmiałam się.
Carter uniósł lewą brew. Pewnie myślał, że zwariowałam, ale mnie to nie obchodziło.
-Skończyłaś?
-Tam. I co jeszcze mi powiesz, że będę pić krew z puszki.-demonstracyjnie uniosłam palce, które miały udawać zęby.
Zabrakło śpiwór do namiotu. Usłyszałam tylko jak się rozkłada.
Jak ma mnie pilnować, skoro będzie spał w namiocie. Jeśli wszyscy strażnicy tacy są to życzę powodzenia.
Ale kim ja w ogóle jestem? Może Carter miał nierówno pod sufitem i wymyślił sobie to wszystko,a nóż miał schizofrenię i widział biegające grzybki.
Postanowiłam wysyłać go o wszystko następnego dnia. Gdy w końcu zasnęłam, męczył mnie koszmary"
Trochę dłuższe od poprzednich części! Mam nadzieję,że i ta wam się spodobała. Pozostawiajcie swoje opinie w komentarzach! Miłego dnia!
Assam cz.2
Hej!
Coraz mniej was tu widzę :( Mam nadzieję, że opowiadanie się wam spodobało. Zostawiajcie swoje opinie w komentarzach!
"Przestraszyłam się, że może gdzieś mnie wywieźć. On nigdy za mną nie przepadał, może chciał się zemścić, za te wszystkie lata spędzone w jednej klasie.
-Zapłacę Ci.-zaproponowałem mu.
-Co?
-Zapłacę Ci, jeśli nic mi nie zrobisz!
Ku mojemu zdziwieniu, Carter wybuchnął śmiechem.
Zerknęłam w jego stronę. Był brzydki. Okulary ledwo trzymały mu się na nosie. Miał tłuste włosy.
Wróciłam rozmyślaniami do mojej rodziny. Miałam nadzieję,że rodzice nie będą się martwić. To,że nie wróciłam do domu i nie poczekałam na tatę, dolało oliwy do ognia. Nawet ojciec, który starał się ignorować moje wybryki, będzie zły.
Samochód wyraźnie przyspieszył. Mięśnie twarzy Cartera napięły się. Uważnie śledził drogę, co chwilę odwracając się do tyłu. Wzięłam z niego przykład. Jechał za nami czarny mercedes i chyba nas śledził. O ile można było to nazwać śledzeniem.
Mknęliśmy, przez ulicę. Wydawało mi się, że jechaliśmy z prędkością światła, która, jak się potem okazało na desce rozdzielczej, wynosiła 150 km/h.
Przez chwilę myślałam,że zboczymy z drogi i wyjedziemy w rów. Ale tak się nie stało.
Skupiłam się na dobrych stronach tej podróży. Podziwiałam błonia. I na tym zalety się kończyły.
Policzyłam, również wady. Znajdowałam się w samochodzie z Carterem- kujonem, zamiast, którego mógł siedzieć, niebezpiecznie przystojny James Bond, lub Brad Pit"
Wiem, mało. Ale chcę zobaczyć ile was tu jest. Mam nadzieję,że opowiadanie się wam spodoba. A za niedługo poznacie dalsze losy Kayli.
Miłego dnia!
poniedziałek, 28 grudnia 2015
Assam cz.1
Hej!
Nie miałam dalszych pomysłów na tamto opowiadanie. To mam napisane w zeszycie. Więc będzie skończone. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
"Nigdy nie potrafiłam znaleźć swoich ubrań w szafie. Nie mogłam, przecież wyjść tak do szkoły, moje koleżanki uznałyby, że zwariowałam.
-Kayla! Chodź, spóźnisz się!- zawołał ojciec.
Lubił jeździć że mną, bo sam pracował w liceum, do którego ja uczęszczałam. Ja za to nie lubiłam, gdy mnie pośpieszał.
Po długich poszukiwaniach znalazłam upragnioną bluzkę i założyłam ją. W pośpiechu splotłam włosy w warkocz.
By nie denerwować taty, postanowiłam nie jeść śniadania. Było już wpół do ósmej i mógł spóźnić się do pracy.
Zeskakiwałam po dwa schodki.
-Szofer już czeka!- rzucił tata i wybiegł z domu.
Byliśmy bardzo bogaci, a ja nie wyobrażałam sobie mieszkać gdzie indziej. Nie potrafiłabym rozstać się z tym domem.
*
-Więc, mówi mi panno Mangan, że nie odrobiła pani pracy domowej, bo była pani na pogrzebie babci- spytał profesor McKennedy.
Nigdy nie przepadałam za jego wykładami. Zadawał bardzo dużo, pytał co lekcję, a co najgorsze mnie nie lubił. Miał swoich pupilków.
Mężczyzna był niskiego wzrostu. Przy czym był bardzo gruby. Przypominał mi pączka. Na tę myśl zachciało mi się śmiać.
- Owszem, profesorze.-odparłam.
-A czy to ta sama babcia, którą rozmawiałem wczoraj, o pani beznadziejnych ocenach?
Carter wybuchnął śmiechem, a reszta klasy posyłała sobie znaczące uśmieszki.
Co do tego kujona. Policzę się z nim potem. Nienawidziłam go od przedszkola. Ślinił się do każdego nauczyciela.
Gdy skończyły się lekcje wyszłam że szkoły. Nie czekałam na tatę, ponieważ nie chciałam słuchać jego pretensji.
Przez chwilę stałam przed szkołą, myśląc o burzy jaką, rozpęta moja matka. Nawet nie zauważyłam mężczyzny w czerni, który podszedł do mnie i zakrył mi dłonią usta. Próbowałam się wyrwać, lecz moje poczynania nie przyniosły żadnego skutku. Zaciągnął mnie do auta, gdy zza rogu wybiegł Carter.
On przecież mnie nie uratuje. Ale ku mojemu zdziwieniu, pobiegł do nas i uderzył mężczyznę w tył głowy.
-Zbieraj się!
- Gdzie? Musimy zadzwonić na policję, a tobą nie mam zamiaru nigdzie jechać.- wykrzyknęłam z wściekłością.
Odwrócił się do mnie i przerzucić mnie przez ramię. Ile osób jeszcze będzie chciało mnie porwać?
Otworzył drzwi i wrzucił mnie do samochodu. Był to doskonały moment do ucieczki. Ułożyłam w głowie krótki plan. Niestety chłopak zamknął drzwi.
Odpalił samochód i ruszył z piskiem opon."
Mam nadzieję, że się wam podoba!
Miłego dnia! I nie zapominajcie o komentarzach!
niedziela, 20 grudnia 2015
Dragon fire cz.7
Witajcie!
Od bardzo dawna nie pisałam. Ale poprawię się.Wstawiam wam, siódmą część!
Zapraszam!
"[...] Obudziłam się z krzykiem. Śniło mi się, że ojciec Dragon przychodzi i wbija mu, ostre jak szkło pazury, w odsłonięte plecy. A co najgorsze chłopak całował się z jakąś inną dziewczyną. Otrząsnęłam się, w końcu to sen. Ale i tak wolałam się upewnić, otworzyłam oczy. Moja głowa spoczywała na jego kolanach, Dragon czule gładził mnie po włosach.
-Nic Ci nie jest?-spytał i przysunął się do mnie. Złożył na moich wargach szorstki pocałunek.-Wstajemy, księżniczko! Musimy lecieć!
Pośpiesznie zsunęłam z siebie koc i wstałam. Złożyłam koce, po czym zapakowałam je do plecaka. Miałam nadzieję, że po drodze nie napotkamy jego ojca. Na samą myśl o nim ciarki przeszły mi po plecach. Nie chciałam być śniadaniem jego ojca.
Dragon wziął cięższy plecak, ja ten mniejszy. Chociaż sama mogłabym nieść jego, on uparł się bym niosła ten.
Szliśmy przez gęstwiny liści. Chłopak próbował wybierać takie ścieżki, na których nie leżały kłody połamane drzew. Jak się okazało takich nie było ich zbyt wiele.
Podczas przechodzenia przez jedną z nich, potknęłam się. Gdy już myślałam, że moje zęby zostaną w ziemi, Dragon złapał mnie. Postawił mnie do pionu. Ogarnął mi z twarzy włosy i przejechał palcem po moim policzku.
-Uważaj, królewno.- mruknął mi przy uchu
-Dzięki za radę.- uśmiechnęłam się.
Chłopak roześmiał się i ruszyliśmy w dalszą drogę. "
Wiem, że nie jest tego dużo. Ale napewno, potem napiszę więcej.
środa, 25 listopada 2015
Bogowie wśród głębokich chmur, góry Olimp cz.1
Nie pisałam tyle czasu :( Komputer mi się popsuł, i nadal jest popsuty, ale postanowiłam odwiedzić bibliotekę, i w niej napisać. Co właśnie robię :)
Nowe opowiadanie na powitanie!
Zapraszam!
Kolejny dzień nie przynosił nic poza nudną pracą, którą wykonuje jak codzień. Miał zająć się tymi wszystkimi sprawami, chociaż wcale mu się to nie podobało. Znów słuchać wszystkich tych rozwydrżonych bogów, których miał serdecznie dość. Podczas, gdy Hera jego żona będzie zajmowała się spaniem i plotkowaniem. Nie zapominając, o jej narzekaniach na niego. "Zeusiku przestań pracować, mógłbyś większą uwagę poświęcać mi" Jak mówiła każdego ranka. Ale tym razem nie będzie musiał słuchać jej wywodów. Pierwszy raz od tych tysięcy lat, Zeus wstał wcześniej. Przechytrzył ją! Pierwszy raz!
Cały gotował się z radości. Trudno! Będzie musiała mówić sama do siebie. O tak zapowiadał się dobry dzień.
Stanął na palacach i po cichutku skierował się w stronę drzwi. Przemykał po kafelkach jak wojownik ninja.
Oczywiście, każdy myślał, że przysmarzy Herę piorunem i będzie miał spokój przez następne 100 lat. Ale nie każdy wiedział jaka ta Hera jest.
Spojrzał na swój boski zegarek, którego nie zdejmował od czasów, gdy jego 'ukochany' synalek Hermes, zawinął jakiemuś śmiertelnikowi. Było tak wcześnie! Mógłby leżeć w łóżeczku, ale wolał nie słuchać żony.
Skierował się do ogromnej jadalni. Na szklanym stole, pokrytym lekkim szronem, piętrzyły się góry jedzenia w tym ambrozji. Do picia jak zawsze w szczerozłotych kielichach stał nektar.
Hades miał tylu sługłusów, a on Wielki Zeus , nie posiadał ich zbyt wielu. Więc pod groźbą spalenia ich tłustych tyłków, porwał garstkę śmiertelnych, by mu usługiwali.Ubrał ich w białe togi, by dopasowali się do wizerunku, góry Olimp.
Po wepchnięciu w siebie garści smażonych frytek, ambrozji, oraz wypiciu litrów nekatru, przetarł dłonią ubrudzoną od tłuszczu twarz. Z białej brody wyjął resztki, które wpadły tam podczas jedzenia. musiał wyglądać jakl należy, gdy będzie wrzeszczał na tycyh matołów. Ale przyjemności były na samym końcu jego długiej listy.
Musiał napisać do Hefajstosa, by pospieszył się z wyrobem piorunów. Bo czym będę straszył tych, głupich śmiertelników?- pomyślał.
Oczywiscie drugą rzeczą na jego jakże ważnej liście, było doglądanie ytych wszystkich baranów.
Za żadne skarby- nie, pomyślał- Za nic- poprawił się - nie wejdę do piekiełka, zwanego Hadesem. Jego potworny brat napewno jakoś sobie poradzi.
Do oceanu też nie miał zamiaru wchodzić, bo zamoczyłby się. Posejdon również powinien sobie poradzić. A reszta... też nie powinna mieć problemów.
Zeus udał się do swojego gabinetu. Kątem oka widział jak służący z ponurymi minami uzupełniają zapasy i sprzątają.
Dla zabawy pstryknął palcami i podpalił togę jednego z nich.
-Pospieszcie się, robaczki- powiedział i uśmiechając się od ucha do ucha, przekroczył próg gabinetu. Ten epizod umilił mu pracę"
CDN
Mam nadzieję, że wam się podobało. Nie ma zbyt wielu dialogów. Ale różni się od pozostałych. Następnym razem dowiecie się więcej!
Miłego wieczoru i dobranoc :>