poniedziałek, 28 grudnia 2015

Assam cz.1

Hej!
Nie miałam dalszych pomysłów na tamto opowiadanie. To mam napisane w zeszycie. Więc będzie skończone. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
  "Nigdy nie potrafiłam znaleźć swoich ubrań w szafie. Nie mogłam, przecież wyjść tak do szkoły, moje koleżanki uznałyby, że zwariowałam.
-Kayla! Chodź, spóźnisz się!- zawołał ojciec.
  Lubił jeździć że mną, bo sam pracował w liceum, do którego ja uczęszczałam. Ja za to nie lubiłam, gdy mnie pośpieszał.
  Po długich poszukiwaniach znalazłam upragnioną bluzkę i założyłam ją. W pośpiechu splotłam włosy w warkocz.
  By nie denerwować taty, postanowiłam nie jeść śniadania. Było już wpół do ósmej i mógł spóźnić się do pracy.
  Zeskakiwałam po dwa schodki.
-Szofer już czeka!- rzucił tata i wybiegł z domu.
  Byliśmy bardzo bogaci, a ja nie wyobrażałam sobie mieszkać gdzie indziej. Nie potrafiłabym rozstać się z tym domem.
                                     *
-Więc,  mówi mi panno Mangan, że nie odrobiła pani pracy domowej, bo była pani na pogrzebie babci- spytał profesor McKennedy.
  Nigdy nie przepadałam za jego wykładami. Zadawał bardzo dużo, pytał co lekcję, a co najgorsze mnie nie lubił. Miał swoich pupilków.
  Mężczyzna był niskiego wzrostu. Przy czym był bardzo gruby. Przypominał mi pączka. Na tę myśl zachciało  mi się śmiać.
- Owszem,  profesorze.-odparłam.
-A czy to ta sama babcia, którą rozmawiałem wczoraj, o pani beznadziejnych ocenach?
  Carter wybuchnął śmiechem, a reszta klasy posyłała sobie znaczące uśmieszki.
  Co do tego kujona. Policzę się z nim potem. Nienawidziłam go od przedszkola. Ślinił się do każdego nauczyciela.
  Gdy skończyły się lekcje wyszłam że szkoły. Nie czekałam na tatę, ponieważ nie chciałam słuchać jego pretensji.
  Przez chwilę stałam przed szkołą, myśląc o burzy jaką, rozpęta moja matka. Nawet nie zauważyłam mężczyzny w czerni, który podszedł do mnie i zakrył mi dłonią usta. Próbowałam się wyrwać, lecz moje poczynania nie przyniosły żadnego skutku. Zaciągnął mnie do auta, gdy zza rogu wybiegł Carter.
  On przecież mnie nie uratuje. Ale ku mojemu zdziwieniu, pobiegł do nas i uderzył mężczyznę w tył głowy.
-Zbieraj się!
- Gdzie? Musimy zadzwonić na policję, a tobą nie mam zamiaru nigdzie jechać.- wykrzyknęłam z wściekłością.
  Odwrócił się do mnie i przerzucić mnie przez ramię. Ile osób jeszcze będzie chciało mnie porwać?
  Otworzył drzwi i wrzucił mnie do samochodu. Był to doskonały moment do ucieczki. Ułożyłam w głowie krótki plan. Niestety chłopak zamknął drzwi. 
  Odpalił samochód i ruszył z piskiem opon."
Mam nadzieję, że się wam podoba!
Miłego dnia! I nie zapominajcie o komentarzach!

niedziela, 20 grudnia 2015

Dragon fire cz.7

Witajcie!
Od bardzo dawna nie pisałam. Ale poprawię się.Wstawiam wam, siódmą część!
Zapraszam!
"[...] Obudziłam się z krzykiem. Śniło mi się, że ojciec Dragon przychodzi i wbija mu, ostre jak szkło pazury, w odsłonięte plecy. A co najgorsze chłopak całował się z jakąś inną dziewczyną. Otrząsnęłam się, w końcu to sen. Ale i tak wolałam się upewnić, otworzyłam oczy. Moja głowa spoczywała na jego kolanach, Dragon czule gładził mnie po włosach.
-Nic Ci nie jest?-spytał i przysunął się do mnie. Złożył na moich wargach szorstki pocałunek.-Wstajemy, księżniczko! Musimy lecieć!
  Pośpiesznie zsunęłam z siebie koc i wstałam. Złożyłam koce, po czym zapakowałam je do plecaka. Miałam nadzieję, że po drodze nie napotkamy jego ojca. Na samą myśl o nim ciarki przeszły mi po plecach. Nie chciałam być śniadaniem jego ojca.
  Dragon wziął cięższy plecak, ja ten mniejszy. Chociaż sama mogłabym nieść jego, on uparł się bym niosła ten.
  Szliśmy przez gęstwiny liści. Chłopak próbował wybierać takie ścieżki, na których nie leżały kłody połamane drzew. Jak się okazało takich nie było ich zbyt wiele.
  Podczas przechodzenia przez jedną z nich, potknęłam się. Gdy już myślałam, że moje zęby zostaną w ziemi, Dragon złapał mnie. Postawił mnie do pionu.  Ogarnął mi z twarzy włosy i przejechał palcem po moim policzku.
-Uważaj, królewno.- mruknął mi przy uchu
-Dzięki za radę.- uśmiechnęłam się.
  Chłopak roześmiał się i ruszyliśmy w dalszą drogę. "
Wiem, że nie jest tego dużo. Ale napewno,  potem napiszę więcej.

środa, 25 listopada 2015

Bogowie wśród głębokich chmur, góry Olimp cz.1

Hej!
Nie pisałam tyle czasu :( Komputer mi się popsuł, i nadal jest popsuty, ale postanowiłam odwiedzić bibliotekę, i w niej napisać. Co właśnie robię :)
Nowe opowiadanie na powitanie!
Zapraszam!
 ZEUS
"Wielki i gromowładny Zeus, wstał z łóżka wypełnionego pościelą z drogocennych piór. Nie przejmował się jednak ceną, ale jakścią i wygodą.
  Kolejny dzień nie przynosił nic poza nudną pracą, którą wykonuje jak codzień. Miał zająć się tymi wszystkimi sprawami, chociaż wcale mu się to nie podobało. Znów słuchać wszystkich tych rozwydrżonych bogów, których miał serdecznie dość. Podczas, gdy Hera jego żona będzie zajmowała się spaniem i plotkowaniem. Nie zapominając, o jej narzekaniach na niego. "Zeusiku przestań pracować, mógłbyś większą uwagę poświęcać mi" Jak mówiła każdego ranka. Ale tym razem nie będzie musiał słuchać jej wywodów. Pierwszy raz od tych tysięcy lat, Zeus wstał wcześniej. Przechytrzył ją! Pierwszy raz!
  Cały gotował się z radości. Trudno! Będzie musiała mówić sama do siebie. O tak zapowiadał się dobry dzień.
  Stanął na palacach i po cichutku skierował się w stronę drzwi. Przemykał po kafelkach jak wojownik ninja.
  Oczywiście, każdy myślał, że przysmarzy Herę piorunem i będzie miał spokój przez następne 100 lat. Ale nie każdy wiedział jaka ta Hera jest.
  Spojrzał na swój boski zegarek, którego nie zdejmował od czasów, gdy jego 'ukochany' synalek Hermes, zawinął jakiemuś śmiertelnikowi. Było tak wcześnie! Mógłby leżeć w łóżeczku, ale wolał nie słuchać żony.
  Skierował się do ogromnej jadalni. Na szklanym stole, pokrytym lekkim szronem, piętrzyły się góry jedzenia w tym ambrozji. Do picia jak zawsze w szczerozłotych kielichach stał nektar.
  Hades miał tylu sługłusów, a on Wielki Zeus , nie posiadał ich zbyt wielu. Więc pod groźbą spalenia ich tłustych tyłków, porwał garstkę śmiertelnych, by mu usługiwali.Ubrał ich w białe togi, by dopasowali się do wizerunku, góry Olimp.
  Po wepchnięciu w siebie garści smażonych frytek, ambrozji, oraz wypiciu litrów nekatru, przetarł  dłonią ubrudzoną od tłuszczu twarz. Z białej brody wyjął resztki, które wpadły tam podczas jedzenia. musiał wyglądać jakl należy, gdy będzie wrzeszczał na tycyh matołów. Ale przyjemności były na samym końcu jego długiej listy.
  Musiał napisać do Hefajstosa, by pospieszył się z wyrobem piorunów. Bo czym będę straszył tych, głupich śmiertelników?- pomyślał.
  Oczywiscie drugą rzeczą na jego jakże ważnej liście, było doglądanie ytych wszystkich baranów.
  Za żadne skarby- nie, pomyślał- Za nic- poprawił się - nie wejdę do piekiełka, zwanego Hadesem. Jego potworny brat napewno jakoś sobie poradzi.
  Do oceanu też nie miał zamiaru wchodzić, bo zamoczyłby się. Posejdon również powinien sobie poradzić. A reszta... też nie powinna mieć problemów.
   Zeus udał się do swojego gabinetu. Kątem oka widział jak służący z ponurymi minami uzupełniają zapasy i sprzątają.
  Dla zabawy pstryknął palcami i podpalił togę jednego z nich.
-Pospieszcie się, robaczki- powiedział i uśmiechając się od ucha do ucha, przekroczył próg gabinetu. Ten epizod umilił mu pracę"
                                                               CDN
Mam nadzieję, że wam się podobało. Nie ma zbyt wielu dialogów. Ale różni się od pozostałych. Następnym razem dowiecie się więcej!
Miłego wieczoru i dobranoc :>
  

piątek, 6 listopada 2015

Cześć!

Nie piszę na razie, bo mam posuty komputer :(
Gdy tylko dosatnę, go z naprawy, zostanie dodana następna część!
Mam nadzieję, że jak napiszę, to przeczytacie!
Miłego dnia!

wtorek, 27 października 2015

Dragon fire cz.6

Hej!
Jak się potoczą losy Yassmine i Dragon'a? Już dziś!
Zapraszam!
"[...] Nie zauważyłam, że zostawił kurtkę na moich ramionach. Lekko się rozgrzałam więc postanowiłam mu ją oddać. Miał przemoczoną koszulkę. Ale ku mojemu zdziwieniu nie zdjął jej.
-Nie masz drugiej?-spytałam lekko zachrypniętym głosem.
-Mam-odparł.
-To załóż.
  Uśmiechnął się łobuzersko i zdjął koszulkę. Był bardzo dobrze zbudowany, wcześniej, gdy stał na górze nie przyglądałam mu się. Obrócił się, żeby poszukać w plecaku drugiej. Na jego plecach widniał tatuaż smoka.
  Podeszłam bliżej i położyłam mu dłoń na ramieniu. Odwrócił głowę, lekko zmieszany. Szybko otrząsnął się, po tamtej emocji nie było śladu, na jego twarzy pojawił się uśmiech. Położył dłoń na mojej.
-To piętno, jakie pozostawia smok na mojej skórze.-odwrócił się i przyciągnął mnie do siebie.-Nadal jesteś zmarznięta, idź się okryj moją kurtką.
  Poczułam , że chyba naprawdę się w nim zakochałam. Ale fakt, że on był smokiem popsuł moje nadzieje. Nie wiedziałam, czy może zmienić się w człowieka na zawsze czy musi zostać pod postacią smoka całe życie.
  Gdy w końcu Dragon zmienił bluzkę, wziął się do rozpalenia ogniska. Ułożył gałązki w stosik. Zastanawiałam się skąd weźmie ogień, po chwili przekonałam się. Chuchnął w gałązki, a te zapaliły się.
-Nie możemy tu długo zostać, to miejsce mojego ojca. Nie długo nas znajdzie.-mruknął.
-A nie możesz się zmienić?
-Nie, on ustala zasady.
  Wyjął z plecaka kanapki. Tak się bałam, że zapomniałam o głodzie. Teraz mój żołądek dawał o sobie znać. Chłopak podał mi kanapkę, która po chwili znalazła się w moim brzuchu.
  Dragon wstał i podszedł do mnie. Uklęknął i odsunął mi z twarzy kosmyk włosów, który włożył mi za ucho. Przysunął swoją twarz do mojej, poczułam jego oddech. Puls wyraźnie mi przyspieszył.
-Często brakowało mi dowagi, żeby Ci powiedzieć. Ale ja.. zakochałem się w tobie.-pocałował mnie. Odwzajemniłam pocałunek. Wsunęłam ręce w jego włosy. On sam pachniał cytryną i miętą.
  Czekałam na tą chwilę, a jednocześnie się jej bałam. Ale u jego boku czułam się bezpiecznie. I wtedy, uświadomiłam sobie, że go kocham. Byłam taka głupia, odrzucając go wtedy.
-Wiedziałem, już wtedy, gdy pierwszy raz cię zobaczyłem, że ci się spodobałem-mruknął.
-Co?! Nie!
-Myślałeś, ze nie zauważyłem jak  zerkałaś w moją stronę, gdy chodziliśmy do szkoły.
-A niech Cię piekło pochłonie!
-Przykro mi, księżniczko , ale już w nim jesteśmy-szepnął szorstkim głosem, a potem objął mnie w tali i pocałował. Pogładził mnie po plecach. Potem położył na kocu i przykrył drugim. Położył się obok mnie, przytulił.
  Zasnęłam wtulona w jego ciało."
A dziś dwa rysunki :)
Mam nadzieję, że wam się spodobało! Opinię proszę w komentarzach :>
Miłego wieczoru^^

niedziela, 25 października 2015

Dragon fire cz.5

Cześć!
W końcu, doczekaliście się piątej części!
Zapraszam!
"[...] Czekałam na Aluinn'a przed szkołą, bo tam się umówiliśmy. Chciałam zapomnieć chociaż, na chwilę o Dragonie. Jego uśmiech wciąż siedział mi w głowie. Otrząsnęłam się. Na chwilę, na ten spacer, wymazać go z pamięci.
  Z daleka zobaczyłam jak uśmiechnięty chłopak szedł w moją stronę, zauważyłam, że trzymał w rękach kwiaty.
-Nie musiałeś mi nic kupować.-zarumieniłam się.
-Dla tak pięknej dziewczyny, mógłbym kupić wszystko-uśmiechnął się szelmowsko.
  Wziął mnie pod ramię i poszliśmy w stronę lasku. Może Aluinn, będzie lepszy od Dragon'a. Tak to dobry pomysł.
  Poprowadził mnie w stronę zacienionego miejsca, stała tam ławeczka. Pamiętałam, gdy z babcią siedziałyśmy tutaj, plotąc wianki. Uśmiechnęłam się na myśl o chwilach spędzonych z nią . Rodziców zwykle nie było, więc postanowili, abym zamieszkała z dziadkami.
-Usiądziemy?-spytałam.
  Nie odpowiedział tylko podszedł do ławeczki i pokazał, żebym usiadła.
-Za chwilę wrócę-mruknął.
  Gdzie on poszedł, zaprosił mnie na randkę, a teraz gdzieś znika. Świetnie kolejny, palant. Ale i tak zamiast odejść stąd, ja zostałam w nadziei, że wróci.
  Ktoś zakradł się od tyłu i zanim się odwróciłam dostałam w głowę. Zemdlałam.
                                                                                         *
  Leżałam pokoju. Bałam się, że ów ktoś mi coś zrobi.
  Z cienia wyszedł Aluinn.
-Czego ode mnie chcesz?-wrzasnęłam.
-Ja nic, ale on owszem.-ukląkł przed człowiekiem wychodzącym zza rogu. Był wysoki, dobrze zbudowany. Ubrany w garnitur wyglądał jak biznesmen.
-Witaj Yassmine!
-Skąd mnie znasz?
-Muszę ci opowiedzieć-westchnął i przystawił sobie krzesło do łóżka na, do którego byłam przywiązana.- Chcę Ci powiedzieć jedno, żebyś zostawiła Dragon'a w spokoju. On jest smokiem, co już chyba wiesz. Ja jestem jego ojcem. Chcę dla niego jak najlepiej, a ty tylko go osłabiasz. Czy możesz mi obiecać, że go zostawisz?
-Nie-mruknęłam.
  Wstał i spoliczkował mnie. Ponowił pytanie, na które odpowiedziałam to samo. Znów mnie uderzył. Gdy skończył wyszedł, wyraźnie wściekły.Powiedział coś na ucho do chłopaka, obserwującego całe zdarzenie. Ten kiwnął głową. Widziałam jak ojciec Dragon'a stał przez chwilę i mruczał pod nosem. Zabrał ze sobą Aluinn'a i wyszedł.
  Bałam się, że zrobią mi coś gorszego. Miałam wielką nadzieję, że Dragon, mnie uratuje. Nie wiedziałam jeszcze jak, ale musiałam mu pomóc i uciec stąd.
  W pokoju nie było nic prócz, krzesła i łóżka na, którym leżałam. Poczułam, że temperatura, się obniża. On chciał mnie tu zamrozi!Zaczęłam się szarpać, było coraz zimniej. Starałam się by nie zamykać oczy, nie chciałam tu zginąć.
  Nie udało mi się i zasnęłam.
                                                                                  *
  Czułam, że ktoś niesie mnie. Próbowałam otworzyć oczy, by zobaczyć cokolwiek. Spojrzałam w górę, i zobaczyłam Dragon'a, uratował mnie! Wiedziałam, że całe moje zachowanie było głupie, musiałam go przeprosić. Ale głos ugrzązł mi w gardle, wydałam z siebie cichy jęk.
-Spokojnie, to tylko ja, zaraz będzie ci cieplej.-mruknął.
  Doszedł do małej jaskini, posadził mnie na ziemi, a sam zaczął wypakowywać z plecaka koce. Jeden z nich położył ziemi, a drugim przykrył mnie. Zdołałam przesiąść się na koc.
-Zaczekaj tutaj, pójdę po drewno.
-Nie-wykrztusiłam.
  Uśmiechnął się i podszedł do mnie. Pocałował w czoło.
-Zaraz wrócę, parę gałązek zauważyłem, gdy tu szliśmy.
   Wyszedł z jaskini. Nie minęło pięć minut i wrócił."
                                                                     CDN
I jak? Mam nadzieję, że się wam spodobało!
Oczywiście opinie w komentarzach!
Miłego dnia :>

Cześć!

Nie pisałam parę dni! Ale dzisiaj po południu pojawi się nowy post!
Zapraszam!

czwartek, 22 października 2015

Dragon fire cz.4

Hej!
Mam dla was już czwartą część. Zapraszam serdecznie!
"[...] Siedziałam zwinięta pod kołdrą, gdyby wcześniej powiedział nie uwierzyłabym mu, gdyby mi tego nie pokazał również. A teraz żyję, ze świadomością, że Dragon jest smokiem! Nie mogłam się z tym pogodzić.
  Niektórzy pomyśleliby, ale cóż to tylko smok! Ale tak nie jest, myśl, że może cię zaatakować, przeszywała mnie na wylot. Przecież to mityczne stworzenia nie powinny żyć. Nie da się tego inaczej wytłumaczyć, to musiał być sen. Ale ja dobrze wiedziałam, że to nie żadne przewidzenia czy sny, on nim był. I nic tego nie zmieni. Co najgorsze nie wiedziałam co ja właściwie do niego czuję. Zastanawiałam się nad tym. Na myśl o nim robiło mi się cieplej, czułam się przy nim bezpiecznie, ale zarazem na wspomnienie jego głosu chciało mi się płakać. I płakałam jak dziecko w poduszkę.
  Nie mogę spotykać się ze smokiem. Nie.
                                                                                     *
  Rankiem wyszłam z domu, wcześniej gdyby przypadkiem, zachciało mu się przyjść. Napadało bardzo dużo śniegu, moje buty wprost się w nim topiły.
  Było mi strasznie zimno. A do tego, on stał przed moim domem. Myślałam, że odpuści, ale jemu zależało. Postanowiłam, że się do niego nie odezwę. Nawet na niego nie spojrzę.
-Poczekaj!-wykrzyknął, gdy wyszłam.
  Nie chciałam by mnie dogonił, więc pobiegłam. Z torbą na ramieniu biegło się okropnie. A do tego ogromne zaspy śniegu. Podświadomie biegłam dalej. Dragon był szybszy. Złapał mnie za przeguby nadgarstków. Szarpałam się, z całych sił. Był bardzo silny.
-Porozmawiaj ze mną!
-W twoich najskrytszych marzeniach!-wrzasnęłam.
-Daj mi wytłumaczyć, proszę! Nie zrobię ci krzywdy, nigdy!-mówił, ale ja bardziej chciałam uciec.
-Nie!-odpowiedziałam.
-Yassmine, nic Ci nie zrobię!-szepnął.
-Chrzanię twoje obietnice.
  Puścił mnie, a jego twarz stężała. Była pozbawiona jakichkolwiek uczuć. Stał tam i wpatrywał się we mnie. Wyglądał na doroślejszego, stał się tajemniczy i złowrogi, że tak to ujmę. Zamyślony odszedł. Przeciągną ręką po włosach i założył kaptur.
                                                                                         *
  Po skończonych lekcjach wyszłam ze szkoły. Wcześniej poznałam tajemniczego chłopaka o imieniu Aluinn, był bardzo przystojny.  Właśnie czekał na mnie pod szkołą, by odprowadzić mnie do domu. Wciąż myślałam o Dragonie, ale nie mogłam po sobie tego pokazać.
  Chyba przyciągnęłam go myślami, bo zauważyłam jak szedł w naszą stronę.
-Zostaw ją!-wrzasnął do Aluinn'a.
  Chłopak nie zdążył mu odpowiedzieć, bo Dragon rzucił się na niego, przygważdżając go do ziemi całym ciałem. Już podnosił rękę, by zadać pierwszy cios, krzyknęłam:
-Dragon, nie!
  Popatrzył na mnie błyszczącymi oczami i tylko mruknął do niego.
-Jeśli jej coś zrobisz zmasakruję ci tą ładną twarzyczkę- wstał i popatrzył na mnie. Starałam się nie zadrżeć pod jego ciężkim spojrzeniem, niestety nie udało mi się, a on uśmiechnął się figlarnie i poszedł.
  Pomogłam wstać mojemu nowemu przyjacielowi, wytłumaczyłam mu i przeprosiłam za całe zajście.
-A może przejdziemy się gdzieś jutro po południu?-spytał.
-Jasne!"
Wiem, że mało ale muszę się pouczyć! Zostawiajcie opinię w komentarzach!
Rysunek był, ale gdzieś znikł :(
Miłego dnia!

poniedziałek, 19 października 2015

Dragon fire cz.3

Cześć!
Dzisiaj mam czas, więc piszę! Bardzo dziękuję za miłe komentarze :)
Zapraszam!
"[...] I nie dam za wygraną, nawet jak będzie krzyczał. Będzie musiał o wszystkim mi powiedzieć. Niech sobie nie myśli, że będzie coś przede mną ukrywał.
  Wyszłam z domu, a on już czekał. Opierał się o płot, trzymał na nim rękę i był wyraźnie zamyślony. Jego włosy nieco oklapły, bo padał lekki deszczyk.
-Chcę ci coś pokazać.-mruknął i wziął mnie za rękę.
  Nie pytałam o co mu chodzi, jego wzrok gdy na mnie spojrzał mówił, że i tak mi nie odpowie. Był smutny. Nie wiedziałam co mam na to poradzić. Ale w końcu to on krzyczał na mnie bez powodu, to on powinien mnie przeprosić. Czułam się okropnie.
  Szliśmy w głąb lasku, doszliśmy do jaskini, w której mnie znalazł. Spojrzał na mnie i posłał mi słaby uśmiech, który odwzajemniłam. Posuwaliśmy się głębiej w środek lasu. Nie wiedziałam gdzie mnie prowadził.
  Nie odzywał się przez całą drogę. Zastanawiałam się po co mnie zaprosił, skoro i tak idzie sam. Nadal trzymał moją rękę. Miał bardzo delikatny uścisk. Jego dłoń była bardzo ciepła.
  Doszliśmy do skał, chyba chciał się na nie wspiąć. Czy on zwariował?! Były to ogromne skalne półki, po za tym padał deszcz, jak miałabym wejść tak wysoko?
-Musimy tam wejść -wskazał jeden punkt na górze.
-Ale jest ślisko..-nie usłyszał tego, ponieważ sam już pokonywał drogę na górę.
  Poszłam jego śladem, choć trudno było mi wchodzić starałam się nie spaść. Układałam stopy i ręce w różnych pozycjach, dopasowując je do dziur w skale. Starałam się usiąść na jednej ze skalnych półek. Prawie bym spadła. A on dalej piął w górę, nawet nie patrząc w dół. Jakby wcale go nie obchodziło czy dotrę razem z nim. Więc od tamtej pory nie zatrzymywałam się.
  Deszcz spływał mi po twarzy przez co jeszcze trudniej było mi się wspinać. W pewnej chwili, pomyślałam, żeby zejść na dół, i olać całą tą sprawę. Dragon nawet się mną nie interesował, więc chyba nie zobaczyłby mojego zejścia. Ale gdy spojrzałam w dół, odechciało mi się schodzić.  Jeśli przeżyję uduszę, go gołymi rękami-pomyślałam.
  Dotrwałam i weszłam, przy końcu, chłopak zlitował się nade mną i podał mi rękę, którą podparłam się by pokonać ostatni kawałek.. Mruknął tylko coś pod nosem.
-Chodź!-krzyknął.
  Podszedł do kolejnych skał, tym razem najwyższa była tylko kilka metrów górę, ale i tak nie miałam ochoty tam wchodzić, jeśli on chciał, ja nie blokowałam mu drogi.
  Przywołał mnie machnięciem ręki. Podbiegłam do niego. On ścisnął mnie w tali i podniósł na głaz powyżej. Po jego sylwetce nie spodziewałam się, że może on podnieść mnie w górę.
  A on sam zaczął wchodzić wyżej. Gdy wszedł na samą górę, krzyknął. Był to okrzyk zwycięstwa. Jego głos odbił się od ściany skalnej. Zdjął koszulkę i rzucił ją na ziemię.
-Chcę Ci coś powiedzieć!-wykrzyknął. Pomyślałam, że zwariował.
-A nie mógłbyś, jakoś tutaj na dole. Nie sądzę, żeby rozmowa na liczącej parę metrów górze, miała sens.-krzyknęłam, siląc się, żeby cokolwiek  usłyszał.
-Jestem...Jestem...Jestem..Jestem smokiem!
-Co? Złaź stamtąd Dragon!
  Przestraszałam się nie na żarty, wydawało mi się, że on chce skoczyć z tej skały. Postanowiłam wejść do niego. Ale nagle on zaczął zmieniać się w smoka. Był cały czarny, tylko czerwone jak rubiny oczy wyróżniały się od reszty ciała.
  Krzyknęłam. Krzyczałam, by ode mnie odszedł, by zostawił mnie w spokoju, a on zszedł na dół, pazury obcierały się o skały.
  Gdy zszedł wyszeptałam, by zaniósł mnie do domu. Weszłam na jego grzbiet, a on zleciał. Nawet nie pamiętałam, gdy niósł mnie w ramionach. Nie mogłam przetrawić tej informacji.
-Nie wiedziałem jak zareagujesz. Więc wolałem ci pokazać. Nie zrobię Ci krzywdy.-mruknął, gdy doniósł mnie do domu.
-Nie, odsuń się ode mnie, boję się ciebie. ZOSTAW MNIE,NIE CHCĘ CI WIDZIEĆ!- ostatnie słowa wykrzyczałam.
-Nie zrobię, ci krzywdy, księżniczko. Obiecuję Ci.-chciał położyć mi dłoń na ramieniu, ale ja strzepnęłam ją.
-Odejdź!
  Pobiegłam do swojego pokoju, wskoczyłam na łóżko. Ostatni raz spojrzałam w okno, stał tam nadal.
  Małe płatki śniegu zaczęły sypać w moje okno."
Przepraszam, że pogniecione, ale moja mama pogniotła i wyrzuciła. Myślała, że to jakiś śmieć :).
Mam nadzieję, że się wam podobało. Pozostawiajcie opinię w komentarzach!
Dobranoc!

sobota, 17 października 2015

Dragon fire cz.2

Witajcie!
Podobała się wam poprzednia część? Jeśli, tak to ma dla was drugą!
Zapraszam!
"[...] Objął mnie ramieniem, jak gdybyśmy znali się parę lat. Nie przeszkadzało mi to, ale i tak czułam się zawstydzona. Wyszliśmy z jaskini, on odsunął paproć, a ja przeszłam pod nią.
  Gdy zauważył, że mam bose stopy, zapytał:
-Nie jest ci zimno w stopy? Jest mokro...-spytał.
-Przeżyję.-odparłam.
  Przez resztę drogi, starał się mnie pocieszyć, z uwagą słuchałam wszystkich jego słów. Było w nim coś, co uspokajało, coś co sprawiało, że czułam się przy nim bezpiecznie. Z jego ciała emanowało dziwne, ciepło. Porównałam to do ciepła, bijącego z kominku.
  Nawet nie zorientowałam się gdy doszliśmy do domu. Zastanowił mnie fakt, że wiedział gdzie mieszkam, nie spytałam go o to.
-Dziękuję, że mnie odprowadziłeś-powiedziałam.
-Następnym razem, gdy wyprawisz się do lasu, daj znać-mruknął.
-Będę pamiętać. I jeszcze raz Ci dziękuję.-pocałowałam go w policzek i pobiegłam do domu.
  W środku zauważyłam babcie, która zajęta była gotowaniem obiadu, dziadek jak zwykle, dzień spędzał rozłożony przed telewizorem.  Kobieta była temu przeciwna, ponieważ obiekt zżerał masę, prądu, za , który musieliśmy płacić.
  Zanim się obejrzała, ja pobiegłam do pokoju. Zabrałam ubranie na przebranie, i poszłam wziąć prysznic.
                                                                                     *
  Po dwóch miesiącach zaprzyjaźniliśmy się. Od tamtej pory Dragon przychodził po mnie i razem chodziliśmy do szkoły. Poznałam jego kolegę Liam'a, był tak samo fajny. Carrie również ich polubiła. Ojciec chłopaka był Helwetem.
  Okazało się, że Dragon interesował się mitologią celtycką. Długimi godzinami mógłbym snuć mityczne opowieści. Czym zapunktował u moich dziadków, którzy lubili słuchać jego historii. Pewnego razu chłopak odwiedził mnie. I od tamtego czasu, często przychodził do mnie i opowiadał mi (dziadkom) przeróżne rzeczy.
  Więc jak zawsze rano przyszedł po mnie. Zabrałam swoją torbę i pobiegłam otworzyć otworzyć drzwi.
-Cześć! Dzień dobry!- powiedział widząc moją babcię.
  Poszliśmy do szkoły,po drodze zabraliśmy Liam'a i Carrie. Nagle w krzakach coś się poruszyło. Przestraszyłam się i trąciłam łokciem Dragon'a. Ten podszedł bliżej i zaklął. Wszedł w krzaki. Zdumiało mnie jego dziwne zachowanie. Siedział tam już od piętnastu minut.
-Co on tam robi?-pytałam sama siebie.
  Gdy wyszedł był wyraźnie czymś poddenerwowany.
-Co to było?-zapytałam.
-Nic.-mruknął.
-Jak to nic, słyszałam, że coś tam...
-Ile razy mam ci powtarzać, że nic tam nie ma! Udajesz głupią, czy jesteś taka głupia?-ryknął na mnie, i sam ruszył do szkoły.
-Pójdę z nim.-mruknął jego przyjaciel i pobiegł.
  Byłam przestraszona, czułam się strasznie. Jakby miał mnie zaatakować. Gdy się denerwował stawał się mroczny. Chyba coś sobie uroiłam, ale wydawało mi się, że jak na mnie krzyczał kolor jego oczu zmieniał się. Otrząsnęłam się odrzucając tę myśl. Przecież de facto był człowiekiem.
                                                                                    *
  Po południu napisał do mnie SMS'a z prośbą o spotkanie, postanowiłam, że wypytam go o całe zdarzenie. Zależało mi na przyjaźni z nim, był dla mnie naprawdę ważny. Ale przyjaźń nie powinna się opierać na tajemnicach, a on z pewnością miał ich całkiem dużo. Czemu tak myślałam? Zawsze, gdy chciałam zobaczyć, w którą stronę idzie do domu, albo skręcał w las, albo w ogóle go nie było. "
Tym razem bez kolorku :>
Rysunek wykonała Dominika, tak jak wszystkie poprzednie ;)
Miło się wam czytało? Nie zapominajcie powielić się swoją opinią w komentarzach!
Miłego dnia!

 

środa, 14 października 2015

Dragon fire cz.1

Cześć!
Jak wcześniej pisałam, zaczynam nowe opowiadanie! Tytuł jest po angielsku, bo jak, dla mnie, lepiej brzmi. Ogień smoka- Dragon fire. Myślę, że powinno się wam spodobać ;) 
Komentujcie! Zapraszam!
"-Poznałem kogoś.
-Chcesz ze mną zerwać?
-Tak.
-A więc to ja zrywam z tobą, palancie!-uderzyłam go pięścią w nos, z którego trysnął strumień krwi.
  Mam na imię Yassmine. I właśnie zerwałam z chłopakiem. Pobiegłam głębiej w las, w którym się spotkaliśmy. Zadzwonił do mnie, żeby się ze mną umówić, a potem zerwać. Wredny głupek.
  Biegłam, i biegłam coraz, głębiej i głębiej. Nie bałam się, że się zgubię, znałam ten las, jak własną kieszeń. Gdy byłam mała, chodziliśmy z dziadkiem na grzyby, wycieczki trwały całe dnie. Wracaliśmy do domu, z koszykami pełnymi grzybów. Od kiedy dziadek, zachorował nie wychodzimy już na spacery.
  Mieszkam w małym miasteczku, w lesie, razem z dziadkiem i babcią. Nigdy nie chciałam tu zamieszkać, ponieważ, ludzie byli tu bardziej dzicy, niż w normalnych miastach. Były tu szkoły, sklepy, biblioteki, ale chatki zamieszkiwane przez druidów, w obrębach lasu, nie były już normalne. Rodzice wysłali mnie tutaj w wieku trzynastu lat, teraz mam osiemnaście.
  W tym miasteczku, zamieszkiwały kiedyś plemiona Helwetów, wywodzących się z plemion celtyckich.  Od czasu do czasu kapłanie wykonywali obrzędy religijne. Mieszkali tu głównie ci, którzy wierzyli w pradawne bóstwa celtyckie.
  Dopiero w pewnym momencie, zauważyłam, że po drodze zgubiłam buty. Sukienka, którą miała na sobie była zabrudzona ziemią, a czarne włosy opadały mi na twarz. Pot spływał mi po czole. 
  Zatrzymałam się. Postanowiłam poszukać miejsca, gdzie mogłabym odpocząć i porozmyślać. Zaczęłam kręcić się po lesie. Z powodu gołych nóg, było mi trudno chodzić, bo ostrzejsze kamyki wbijały mi się w stopy. Weszłam w pokrzywy i poczułam piekący ból na skórze, wyskoczyłam poparzona z roślin. Wędrowałam dalej.
  W końcu odnalazłam tajemniczą jaskinię, była lekko zarośnięta. Musiałam odsunąć wijące się rośliny by się do niej dostać. 
  Ze stropu jaskini zwisały stalaktyty, a z podłoża wyrastały misterne stalagmity. Kamienie leżące w środku, miały przeróżne kształty, były pokryte paprociami, które pokrywały większą cześć ścian. Znalazłam największy kamień i usiadłam na nim. Rozmyślałam o moich ostatnich przygodach. O zerwaniu, o zaprzyjaźnieniu się z Carrie.
  Była to niska dziewczyna. Miała rude, kręcone włosy i piegi na policzkach. Mieszkała wraz z matką, która pochodziła z plemion celtyckich I z tego powodu wytykano ją palcami, a ja położyłam temu kres. Zaprzyjaźniłam się z nią, była dla mnie jak siostra.
  Po kamiennych stropach spływała woda. Brzegi wartkiego strumyka obmywały, kamienie i rośliny, będące obok niego. Zauważyłam maleńkie źródełko. 
  Nawet nie zorientowałam się, gdy po moich policzkach spływały łzy. Zamknęłam oczy pogrążając się w smutku.
-Czemu płaczesz?-spytał głęboki, łagodny głos. Serce zaczęło walić mi jak szalone, przestraszyłam się, że ów człowiek może mnie zaatakować. Otworzyłam oczy i ujrzałam młodego chłopaka. Widywałam go czasami w szkole, gdy przechadzał się wraz ze swoim przyjacielem.
-Czemu płaczesz?-powtórzył i podszedł do mnie. Miał kruczoczarne włosy, i pod światło wydawało mi się, że miał czerwone oczy. Był ubrany w czarną bluzę i niebieski jeansy.
  Ukląkł przy skale, na której przesiadywałam.
-Zerwał ze mną...-nie dokończyłam.
-Musiał, być naprawdę głupi, żeby zerwać z tak ładną dziewczyną-powiedział, a moje policzki oblały się rumieńcem. Mój były, Jace, nigdy mi nic takiego nie powiedział. Były bardziej zadumany w  sobie, by interesować się otoczeniem.
-Jak masz na imię?-spytałam.
-Nie śmiej się.-ostrzegł mnie-Dragon. A a ty?
-Yassmine.
-Odprowadzę Cię do domu.-powiedział i podał mi rękę, którą podparłam się, aby wstać.-Nie jest ci zimno? Mogę dać ci bluzę.
-Rozgrzałam się, gdy biegłam.-odparłam, co było prawdą, bo bieg porządnie mnie zmęczył."


I jak? Spodobało się wam?
Wyrażajcie swoje opinie w komentarzach!
Rysunki wykonała Dominika, z mojej klasy :> Dziękujemy Ci!
Miłego czytania i dnia :)

niedziela, 11 października 2015

Zjadacz Snów cz.15

Hej,hej!
Zapraszam was na piętnastą część ;)
Komentujcie!
"[...] Następnego dnia, myślałem już tylko o urodzinach Grace. Nie mogłem się ich doczekać, pamiętałem jeszcze wczorajszy dzień, gdy była taka zadowolona z tej niebieskiej sukienki.
  Opowiedziałem cioci o urodzinach, na co ta wyjęła z szafy mój garnitur, w którym miałem pójść na przyjęcie. Zapakowała mi nawet prezent w ładną torebkę.
  Jarred u mnie nocował, wiec mniej stresowałem się dzisiejszym dniem. Miałem powiedzieć Grace, że się w niej zakochałem, a tak przynajmniej zaplanowałem. Przed snem ubrałem się w garnitur.
-Powodzenia Luke!- mruknął Jarred.
                                              *
  Stałem przed wejściem do sali balowej. Wszedłem. Zewsząd grała muzyka, a pomieszczenie było przystrojone balonami, na stołach stały różnorodne potrawy. Mięsa, sery, a nawet słodycze.
  Zobaczyłem Grace, wyglądała tak pięknie, włosy miała rozpuszczone , a sama była ubrana w suknię, którą jej podarowałem.
-Luke, znalazłam kryjówkę Zjadacza! Podczas imprezy wymkniemy się tam.- wyszeptała mi do ucha.
  Nie mogłem się doczekać, aż odkryjemy kto się za tym kryje.
   Gdy grano balladę, poprosiłem ją do tańca.  Świetnie tańczyła.
-Teraz- mruknęła.
  Pobiegliśmy w stronę drzwi. Dziewczyna złapała mnie za rękę i poprowadziła w stronę kolejnych drzwi.  Otworzyła je za pomocą klucza ze skrzyni, którą znaleźliśmy.
  Byliśmy w małym pomieszczeniu, był tam otwór, prowadzący do kryjówki. Najpierw wszedłem ja, gdybym miał ją osłonić, drugim powodem była sukienka.
  Byłem w jaskini, stał tam pal. Na ścianach były porozwieszane zdjęcia Grace i jej rodziców, pod fotografiami były notatki.
   Dziewczyna nie zgrabnie wygramoliła się z przejścia, śmiech rozległ się z końca pokoju.
- W końcu się was doczekałem!- z cienia wyszedł... Nie mogłem się nadziwić, on pomagał mi, opowiadał, zorganizował wszystko. To kamerdyner.
  Podniósł ręce do góry i liny, które miał przy sobie zacisnęły się wokół moich nadgarstków. Przywiązał mnie do pala.
-Doczekałem, się! Zabiję ciebie i ją. - wykrzyknął.
-Czemu to robisz?- zapytałem.
-Jej matka nie pozostawiła mi wyboru- w tym momencie cisnął we mnie zaklęciem.
  Długie macki zbliż

ały się mojej twarzy. Ale Grace skoczyła i uratowała mnie, to ją zabił.
  W moim ciele wybuchł wulkan gniewu, podczas gdy on zanosił się śmiechem ja rozprułem liny i rzuciłem się na niego.
  Moje knykcie zacisnęły się na jego pulchnej szyi. Przed śmiercią, zdążył  przejechać sztyletem po moim policzku.
  Pobiegłem do dziewczyny i wziąłem ją  w ramiona.
-Kocham Cię, nie możesz teraz umrzeć. Pozbyłem się go! Widzisz?- przyciągnąłem jej martwe oblicze do mojego ciała.
-Tak Luke, też cię..- jej martwą twarz rozpromienił uśmiech. Umarła w moich ramionach. Byłem zrozpaczony, płakałem nad jej ciałem.
  Przytuliłem ją, i obudziłem się"
 I jak? Mam nadzieję, że się wam spodobało ;)
Napiszę następną opowiadanie, a potem następną część tego.
Komentujcie! Miłego wieczoru!

Znów przepraszam :c

Hej!
Postów nie było, co zauważyliście :/
Dodam jak wejdę na  komputer ;)
I mam nawet nowe opowiadanie, które dodam po ostatniej części Zjadacza Snów.
Miłego dnia ;>

środa, 7 października 2015

Zjadacz Snów cz.14

Cześć!
Dla niektórych trzynastka, jest pechowa, dla mnie wręcz przeciwnie. Myślałam, że mało osób przeczyta poprzednią część, jednak jest inaczej! 
Mam dziś czas więc, zapraszam na czternastą część!
"[...]-Mam wyjść?
-Dobrze usłyszałeś!
  Wyszedłem z jej pokoju. Jaka ona jest uparta. Chciałem ją tylko ochronić, a ona się obraża. Zasugerowałem jej jedną, rzecz, ale ona oczywiście wiedziała lepiej. Teraz nie będzie się do mnie odzywać, jak to w zwyczaju mają dziewczyny, może wyżali się swojemu pamiętnikowi, bo nie ma przyjaciółek, żeby mnie po obgadywać. Jak to jestem okropnym kłamcą!
 Chciałem jak najszybciej uciec, od snu.
                                                                                    *
  Obudziłem się. Było wcześnie rano. Promienie wschodzącego słońca, muskały ściany w moim pokoju. Zasłoniłem zasłonki, by zapanował tu lekki mrok, wyrażający mój nastrój. 
  Ubrałem się i poszedłem na dół, cioci nie było w domu, więc zjadłem kanapkę i wybrałem się na spacer. Musiałem przemyśleć, to co udało się dotąd dowiedzieć. Lub co kupić dziewczynie na urodziny. Chociaż, byłem obrażony, nadal pamiętałem słowa kamerdynera. Może naszyjnik? 
  Byłem akurat obok przystanku autobusowego, więc postanowiłem pojechać do miasta, a tam kupić prezent. Włożyłem rękę do kieszeni, wyjąłem portfel, by zapłacić za bilet.
  Ujrzałem nadjeżdżający autobus, wsiadłem do niego. Miałem szczęście było pełno wolnych miejsc. Usiadłem przy oknie, ku niezadowoleniu jednej staruszki.
-Możesz zejść, młodzieńcze?-spytała.
-Jest dużo wolnych miejsc, a pani wybrała akurat to, które jest zajęte? Więc nie nie przesiądę, się z powodu pani kaprysu.-odburknąłem, na co kobieta prychnęła w odpowiedzi i zajęła miejsce na końcu autobusu. 
  Chyba każdego zdenerwowało, by to, że musi wstać, chociaż wkoło, roi się od wolnych siedzeń. Z kaprysu jednej pani. 
  Przez całą przejażdżkę, owa kobieta trajkotała ze swoją koleżanką. Cały czas wytykała mnie palcem, jakbym był odmieńcem. Druga z nich miała przy sobie maleńkiego yorka. Jakże nie lubiłem tych psów. Czy to pies czy połączenie mopa ze szmatką do podłogi?
  Wysiadłem z pojazdu. Ktoś mnie zawołał.
-Luke! Luke! Luke! Czekaj!- to Jarred biegł w moim kierunku. Pot spływał po jego 'chomiczych' policzkach, a cała jego twarz była czerwona. Krótko mówiąc, wyglądał jakby przebiegł okropnie długi maraton.
  Opowiedziałem mu w skrócie, co stało się w Krainie Snów i jak to potraktowała mnie Wielce Pani Obrażona.
                                                                                      *
  Siedziałem przed telewizorem, czekając na powrót ciotki. W sklepach, w których byłem kupiłem Grace, sukienkę, na bal. I naszyjnik, dwie połówki serca, ozdobione kamykami. Wierzyłem, że ucieszy się z prezentu.
  Ciocia wróciła, z zakupami, które później pomogłem jej rozpakować. Znów, wzięła się za zmywanie, tylko jaki w tym sens skoro, stała tu zmywarka.
  Kobieta miała na sobie fioletową koszulę i zniszczone jeansy. Włosy spięła w prosty kok, chociaż włosy i tak jej z niego wypadały.
  Nawet się do mnie nie odezwała. Z jej twarzy wywnioskowałem, że była zamyślona lub zmartwiona. Nie umiała ukrywać emocji tak jak ja. Każdy myślał, że jestem zadowolony, chociaż w środku byłem smutny, starałem się nie okazywać uczuć.
-Wierzę Ci Luke, chociaż trudno było mi to okiełznać-powiedziała i poszła do sypialni.
  Mogła ze mną porozmawiać, podzielić się wiadomościami, chociaż sam nie wiedziałem czy takowe posiada. Postanowiłem jej nie denerwować i ułożyłem się do snu.
                                                                                   *
  Jak zwykle, stałem przed pensjonatem. Widok Grace, biegnącej w moją stronę zdziwił mnie. Chociaż byłem na nią obrażony, zdobyłem się na uśmiech.
-Luke! Przepraszam! Nie ma nikogo oprócz ciebie, a zachowałam się jak idiotka!-rozpłakała się, a ja przytuliłem i powiedziałem ,że nic się stało. Zauważyłem, że trzymam sukienkę, którą miałem jej podarować"
                                                                                         CDN


                                                       I znów rysunki :> W kolorze i bez.
Mam nadzieję, że się wam spodobało! Mile widziane komentarze!


                                                                                 

wtorek, 6 października 2015

Zjadacz Snów cz.13

Cześć!
Chciałabym wam przedstawić trzynastą część!
Zapraszam!
"[...]  Gdy skończyłem czytać, zapragnąłem znów, przenieść się do Grace, by rozgryźć zagadkę tajemniczej skrzynki.
  Położyłem się spać. 
                                                                                       *
  Jak zwykle, stałem przed pensjonatem. W śnie, było już ciemno. Wbiegłem do domu, na kanapie siedział kamerdyner. Nawet nie zauważył, że wchodzę na górę. Był zapatrzony w ekran telewizora. Oglądał film akcji. W momencie, gdy byłem już przy schodach, jeden z gangsterów porywał małą dziewczynkę. Te filmy mogą być czasami takie głupie-pomyślałem. 
  Zapukałem do drzwi, wiodących do pokoju Grace. Słyszałem, jak w pośpiechu chowała, rzeczy, gdy zapukałem. Po chwili otworzyła.
-To ty? Mogłeś powiedzieć, nie sprzątałabym wszystkiego-uśmiechnęła się i przytuliła mnie. Ciepło rozeszło się po moim ciele, jednocześnie spełniając marzenie, które było skryte w najdalszych, najbardziej nie dostępnych rejonach mojego umysłu. 
  Dziewczyna z powrotem zaczęła rozkładać wszystkie swoje notatki, rysunki, i skrzynkę wraz z kluczem. Ja w tym czasie usadowiłem się przy łóżku, czekając na wyjaśnienia zapisków.
-Przeszukałam książki, żeby znaleźć informacji o starych kluczach. Byłam też w bibliotece, po gazety, które opisywały to co się tu zdarzyło. Zrobiłam notatki, rysunki. I..chwila prawdy! Nie dowiedziałam się niczego czego byśmy nie wiedzieli.-rzekła, na jej twarzy malowało się rozczarowanie i smutek. 
  Tak bardzo chciałem ją pocieszyć. Przytulić i powiedzieć, że nic się nie stało. Ale jakiego głupka, zrobiłbym z siebie,a fakt faktem, znałem ją parę dni. 
-Powinniśmy jeszcze rozejrzeć się po domu, oraz całe podwórko.
-Możemy się rozdzielić-powiedziałem i kilka chwil później, plądrowałem podwórko.
  Przerażał mnie fakt, że znów będę miał jakieś niestworzone omamy i zobaczę trupa, pływającego w jeziorku. Ale ku mojemu zadowoleniu, nie zobaczyłem.
  Rozglądałem się , rejestrując jak najwięcej podejrzanych faktów. Wszedłem na drzewo, chcąc z wysoka rozejrzeć się po okolicy. Stanąłem, na gałęzi, a tam pękła. Serce podskoczyło mi do gardła, w końcu byłem we śnie, ale jak wytłumaczę ciotce połamane nogi. 
  W ostatnim momencie złapałem się konara powyżej. Rozkołysałem się i wskoczyłem na przeciwległą gałąź.  Jak najprędzej zszedłem z drzewa.
  Odgłos łamanego konaru, obudził mężczyznę, który otwierał drzwi. Zdążyłem 'zmyć' się stamtąd. Miałem wielką nadzieję, że kamerdyner, nie domyśli się kto ją połamał. Mógł mi też podziękować, w końcu czymś musi palić w piecu. 
  Grace, musiała znaleźć coś więcej, ode mnie. Niestety pomyliłem się. Zmartwiła się tylko moją raną na nodze.
-Trzeba to przemyć-powiedziała, szybko pobiegła po plaster i wodę utlenioną. Była ubrana, tak jak ją widziałem podczas poprzedniej wizyty.
  Przybiegła i opatrzyła moją nogę. Syknąłem, gdy polała ją wodą, dziewczyna w odpowiedzi ułożyła usta w niewinnym uśmieszku. Gdy skończyła wyrzuciła chusteczki i usiadła obok mnie. Usłyszałem wchodzenie po schodach. Drzwi otworzyły się, stał w nich kamerdyner.
-Ktoś złamał gałąź, może widzieliście coś? Nie. Tak myślałem. Chciałbym powiedzieć, że Grace masz urodziny za 2 dni, oraz to, że zamówiłem salę balową nie daleko stąd.
-Och dziękuję!-wykrzyknęła.
  Chyba coś mi się przewidziało, bo wydawało mi się, że pokazał mi język, coraz mniej mi się on podobał, o swoich podejrzeniach powiedziałem dziewczynie, ona odparła tylko:
-Zwariowałeś? To przyjaciel.
-Nie wiesz czy tak jest.-warknąłem.
-Wiem, tylko to, że nie masz prawa go obwiniać-wykrzyknęła-Wyjdź"
                                                                                          CDN
Wrzucam wam jeszcze Grace, w kolorze, i 'bez koloru'
Mam nadzieję, że się wam podobało i , że skomentujecie!
Następna część, już nie długo!
Miłego dnia :>


niedziela, 4 października 2015

Zjadacz snów cz.12

Hej,hej!
Mam dla was już dwunastą część! Mam nadzieję, że was zainteresuje!
Zapraszam!
"[...] Po skończonym posiłku, wraz z Jarred'em poszliśmy zapytać się ciotki, czy wie coś o snach, w których ludzie zachowują wolną wolę. Kobieta akurat, zajmowała się zmywaniem naczyń.
-Ciociu, moglibyśmy porozmawiać?- spytałem. Nie miałem pojęcia co mi odpowie.
-Tak, chwilkę.-odparła. Zakręciła wodę, w kranie. Otrzepała ręce z piany i otarła je o spodnie.-Usiądźmy.
  W trójkę usiedliśmy na kanapie, wyłączyłem telewizor, by mnie nie rozpraszał. Zacząłem opowiadać jej o wszystkim, co stało się w Krainie Snów. przynajmniej nie przerywała mi tak jak by to zrobił mój przyjaciel. Słuchała uważnie, jakby od tego miało zależało jej całe życie.
-A więc, podsumowując, tajemniczy mężczyzna o ksywce 'Zjadacz Snów', zaczarowała i uwięził w śnie dziewczynę o imieniu Grace. Po chatce kręci się wąsaty kamerdyner, który ją zna. A jej rodzice zostali wciągnięci do tej Krainy i zakatrupieni przez jakiegoś psychopatę. A i ty w dodatku odnosisz rany, które bolą, i chodzisz sobie normalnie, jak gdyby nigdy nic? Dobrze to zinterpretowałam?
-Tak.-odparłem. Nastała cisza, myślałem ,że ciotka wybuchnie niekontrolowanym śmiechem i uzna mnie za wariata. Ale zamiast tego, tylko spytała.
-Myślę, że matka ci w to nie uwierzyła?
-No nie.
-I myślisz, że ja też Ci nie uwierzę?
-No tak.
-A twój kolega, też ma coś z tym wspólnego?
-No też raz mu się śniło, że gonił za tym samochodem, w którym jechałem.
-Rozumiem...-odparła.-A ta dziewczyna, podoba ci się?
-Tak, znaczy co? Nie, nie..-spuściłem wzrok, oblewając się rumieńcem, tak by nie zobaczył tego Jarred.
-Idźcie do pokoju, a ja się zastanowię, co z wami zrobić.
-A ja to już muszę lecieć-powiedział Jarred i zanosząc się śmiechem pobiegł do domu.-Zdzwonimy się!-krzyknął jeszcze wyskakując przez drzwi.
-Mam iść do pokoju?-spytałem.
  Wzruszyła ramionami i poszła zmywać naczynia. Ja w tym czasie poszedłem poczytać książkę w pokoju i w spokoju. Nie często zdarzało mi się czytać, bo teraz byłem raczej zajęty 'pracą detektywa'.
  Gdy dowiedziałem się, że Grace lubi czytać, też zacząłem. Tak dla zasady, nie żeby się popisać czy coś. Ale szczerze, Grace, zaczęła mi się podobać, była miła, ładna. I doceniałem jej siłę, gdy była kotem, ja nie wytrzymałbym, krótko mówiąc oszalałbym."

                                                                                 CDN
Na razie, tyle :> Wiem, że krótkie, ale z pewnością potem dodam coś dłuższego.
Miłego dnia!
Proszę o opinie w komentarzach!

piątek, 2 października 2015

Zjadacz Snów cz.11

Witam!
Mało was tu :( Ale mam nadzieję, że będziecie wchodzić i czytać ;)
Na zachętę następna część, a po za tym pomyślałam, żeby dać wam następną część Białych Piasków. 
Miłego czytania :>
"[...]-Kończcie śniadanie i zbierajcie się!
"Jarred mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, ale przyśpieszył jedzenie owsianki. Gdy skończyliśmy naszykowaliśmy się do wyjścia i zaczekaliśmy na jego mamę przed domem.     Wyszła i otworzyła samochód, a my wskoczyliśmy na tylne siedzenia.
Był to duży czarny Land Rover. Jego mama miała słabość do wielkich terenówek i dużych samochodów. Lubiła też bardzo szybko jeździć. Zawsze bałem się, że przejedzie jakieś stworzenie wychodzące zza rogu, lub nas samych.
   Na szczęście jeszcze żyjemy, a nie słyszałem o tym by pani Kate, przejechała cokolwiek, nigdy nie złapała jej policja. Miała szczęście, w przeciwieństwie do mnie.
   Śniły mi się koszmarne sny, w których kontrolowałem całe swoje ciało, uwolniłem dziewczynę, która była kotem, a teraz jadę do biblioteki szukać informacji o Zjadaczu Snów. Całkiem normalne życie, normalnego czternastolatka.
  W końcu dojechaliśmy pod budynek biblioteki.
-Przyjadę po was za godzinę, okay?-spytała pani Kate.
-Mhm-odparł chłopak, wysiadając z samochodu.
Ruszyłem za nim i już po chwili znaleźliśmy się w budynku.
-No, i co, geniuszu? Czego mamy szukać?-zapytał wyraźnie, naburmuszony.
-Może czegoś, związanego ze snami?
-Łatwo Ci mówić-mruknął.
Postanowiliśmy zapytać się bibliotekarki. Na co ta odparła:
-Drugi rząd, pierwszy regał od lewej.
   Poszliśmy we wskazane nam miejsce. Rozpoczęliśmy poszukiwania. Wybraliśmy parę książek i przy regale, zaczęliśmy je przeglądać. Jarred wybrał „Senne koszmary”, wyglądała na starą i chłopak starał się nie popsuć żadnej ze stron. Ja wziąłem się za inną lekturę, popatrzyłem na spis treści, po czym stwierdziłem, że nic co jest w tej książce nie przyda nam się.
   Miałem nadzieję znaleźć, jakieś udokumentowane przypadki, wolnej woli we śnie. Niestety nie miałem takiego szczęścia. W przeciwieństwie do Jarred'a.
-W końcu, coś znalazłem. Chodźmy ją wypożyczyć.-powiedział podnosząc się z podłogi.

  Siedzieliśmy w moim pokoju, wertując strony książki. Moja ciotka krzątała się po domu, narzekając, że rodzice nie zostawili nic do jedzenia. I, co gorsza, sama musiała coś ugotować.
  Bałem się na samą myśl, ona nie posiadała takiej umiejętności. Raz, gdy ją odwiedziliśmy, miała upiec mięso. Upiekła, tylko, że kurczak, był za słony, a do tego przypalony, bo ciocia poszła oglądać swój serial, który trwał około czterdziestu minut, potem poszła do sąsiadki, a gdy przyszła mięso, było przypalone.
  A teraz ciocia zabierała się za gotowanie.
-Współczuję, naprawdę. Jak chcesz mogę ci przemycać jedzenia, żebyś nie umarł z głodu-naśmiewał się przyjaciel.
Z tej ciekawej, książki dowiedzieliśmy się, że niektórzy ludzie zachowują wolną wolę.
-Widzisz to całkiem normalne.
-Tak, tylko, że ci ludzie, nie muszą oczarowywać kotów.-odparłem.
-Szlag, by to trafił!-wykrzyknęła z dołu, ciotka.
  Pędem pobiegliśmy na dół, sprawdzić co stało się z obiadem. Nad patelnią unosił się dym. Nie chciałem wiedzieć, co było w niej przed spaleniem, bo teraz nie wyglądało zbyt apetycznie.
-Zamówimy pizzę?-zapytała, zrezygnowana.
-Tak-odparliśmy chórem.
-Przynajmniej tego nie spalisz-mruknąłem, tak by nikt nie usłyszał.
  Kobieta zadzwoniła, po obiad, a my w tym czasie oglądaliśmy w telewizji, reality show. Wpadłem na pewien pomysł.
-Może, poszukamy informacji o Zjadaczu w internecie, lub zapytam cioci. Ona dużo czyta, mogłaby coś wiedzieć.
-Może, tylko wpierw , zjedzmy tą pizzę.

-Tak, też zgłodniałem.-odparłem."
I jak? Mam nadzieję, że fajne :>
Nie ma ilustracji, bo koleżanka jest chora :(
Zapraszam już jutro :)
Miłego dnia!

wtorek, 29 września 2015

Zjadacz Snów cz.10

Witajcie!
Wiem, długo mnie nie było, więc dziś mam chwilkę wolnego. Dziś poznacie dalsze losu, naszych młodych bohaterów!
Zapraszam!
"[...] Nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć, nigdy nie spotkałem się z osobą, która była zamieniona w kota. Ale po części wiem jak się czuła odrzucona przez rodzinę, przynajmniej przez ojca. A przyjaciół jako takich miałem. Dobrym tego przykładem jest Jarred. Ona miała gorzej, chodząc do szkoły, w której nikt jej nie akceptował.
-Wiem, że możesz nie wiedzieć, co masz mi odpowiedzieć i wiem, że to trudne, ale musimy jak najszybciej znaleźć Zjadacza, by to co stało się ze mną, nie przytrafiło się tobie. Mogę Cię również nauczyć pewnych sztuczek, ale to potem.-powiedziała, a jej uśmiech z chwili na chwilę, się powiększał, o ile w ogóle mogło to być możliwe-Wyjdź na chwilkę, ja się ubiorę.
  Wyszedłem z pokoju, zastanawiając się jak długo, może się ona ubierać. Słyszałem, że kamerdyner krząta się po domu, sprzątając. To może lekko utrudnić sprawę poszukiwań, chociaż lubił Grace, więc może nie być , aż tak źle.
  Po kilku minutach dziewczyna wyszła z pokoju. Była ubrana w szarą bluzę z napisem "Winter is coming", czarne jeansy i takiego samego koloru trampki. Długie włosy związała w misterny warkocz.
-Niech zgadnę, jesteś fanką "Gry o tron"*?
-Wszystko zdradza moja bluza?-roześmiała się.-Chyba powinniśmy zacząć od tego pokoju, z pożartymi deskami.
  Sprawdziłem czy mężczyzna nie patrzy na nas, i pobiegłem za Grace. Nie dawno zaglądałem do owego pokoju i nic szczególnego tam nie znalazłem, no może prócz, wielkiego napisu ZJADACZ SNÓW. Facet musiał mieć nieźle pomieszane w głowie nazywając się tak. No, bo powiedzmy sobie szczerze, czy Zjadacz Snów to normalne przezwisko? A matka wołała Zjadaczku chodź na obiad? 
  Dziewczyna była już w środku pokoju,a ja ocknąłem się i ruszyłem za nią.
-Rozdzielmy się. Ty przejrzyj tą stronę, a ja tamtą-powiedziałem i zabraliśmy się do pracy.
   Pokój był nie duży, ale z sufitu zwisały jakieś sznurki, co utrudniało pracę, nie dodając, że w pewnych miejscach brakowało paneli. 
  Zabrałem się do penetrowania swojej części, przeglądałem deski w podłodze. Po dłuższym czasie praca stała się nużąca, gdy Grace krzyknęła:
-Mam!
  Pobiegłem do niej, by przyjrzeć się jej znalezisku. Było to stare pudełeczko. Grace przejechała ręką po wieczku, uniósł się z niego pył. Musiało tam leżeć, trochę czasu. Dziewczyna otworzyła je, a w środku znaleźliśmy klucz.
                                                                                      *
  Obudził mnie Jarred.
-Luke! Wstawaj!
-Czemu mnie budzisz?-nałożyłem sobie kołdrę na głowę,-Odejdź śmiertelniku, bo wypiję z ciebie krew-mruknąłem.
  Słyszałem jak chłopak odsłania zasłony. Do pokoju wdarły się promienie słoneczne, a Jarred znów zdarł ze mnie pościel.
-Ssss!-wyskoczyłem z łóżka.
-I  mówisz, że wszystko z tobą w porządku?-mruknął chłopak.
  Usiadłem na podłodze, przypominając sobie, o znalezisku w Karinie Snów. Klucz. Mieliśmy klucz teraz trzeba będzie znaleźć zamek.Łatwizna- pomyślałem, bardzo optymistycznie.
-Znów tam byłem!-wykrzyknąłem, a przyjaciel od razu zamienił się słuch. Jarred zadawał masę pytań.
-Ciekawe do czego będzie ten klucz? Do jakiejś tajemnej jaskini? A może do samego laboratorium mordercy.-gadał, gdy schodziliśmy po schodach.
  Do głowy przyszła mi myśl. Czy uda mi się wyciągnąć Grace? W końcu była więźniem Zjadacza, już wiele lat, Dorastała tam, jako dziecko, ale w drugiej połowie życia jako kot.
-Udamy się do biblioteki-powiedziałem, Jarred popluł się owsianką.
-I mówi to Luke Jonson, który z życiu nie był w bibliotece.
-Ależ, to świetny pomysł! Mogę was podwieźć-pochwaliła mój pomysł mama chłopaka."
                                                                                      CDN
*Dla niedoinformowanych! "Gra o tron" powieść fantasy, napisana przez Georga R.R Martina.
Powstał, również serial, który jest emitowany na HBO.

A na koniec jeszcze Luke i Jarred! Wiem, że trochę mało, ale muszę jeszcze po uczyć się angielskiego. W piątek będę miała więcej czasu. Oczekujcie piątku! Bo sama nie wiem czy napiszę wcześniej :<
Dobranoc, kochani! 

piątek, 25 września 2015

"Zjadacz Snów cz.9"

Witam!
Dziś po moim powrocie, już ósma cześć Zjadacza Snów. Mam też pewien genialny pomysł co będzie potem, ale przed premierą nikt się nie dowie!
Jak wcześniej mówiłam, dziś mam dla was niespodziankę!
Rysunek mojej koleżanki D, która narysowała Luke'a i Grace! W w stylu mangi! Oczywiście zamieszczę wam go tutaj, pod opowiadaniem.
Zapraszam ;>
"{...} Rankiem, postanowiłem zawiadomić o wszystkich wydarzeniach Jarred'a. Ależ się chłopak ucieszy, w końcu sam wymyślił, żeby umyć kotkę. Zadzwoniłem do niego, by poprosić go o spotkanie, mieliśmy zobaczyć się u niego w domu. Tam nikt nie będzie nam przeszkadzał. Cieszyłem się, że go zobaczę, a jednocześnie zamartwiałem się czy przypadkiem odmieniając Grace, nie zrobiłem jej krzywdy. Przypomniało mi się jak się trzęsła w  moich ramionach. Ciarki przeszły mi po plecach.
  Włożyłem koszulkę i stare, krótkie spodenki. Przeczesałem włosy, po czym zbiegłem na dół uważając na trzeszczące schody.Moją uwagę przykuli pakujący się rodzice. Dopełnili swoje durne groźby, że wyjadą sami, a mnie zostawią z ciotką.
-Szybciej nie możemy się spóźnić na samolot!-pośpieszali siebie nawazajem, a na mnie nawet nie zwrócili uwagi.Poszedłem do lodówki by przygotować sobie śniadanie, niestety była pusta. Widziałem w tym sprawkę ojca, wczorajszego wieczoru zjadł wszystko, bo wiedział jak nie lubię jeść jedzenia, które gotuje ciotka.
-Luke, ciocia Bianka, będzie jutro. W tym czasie nie zmajstruj czegoś, bo będziesz za to odpowiadał. Jeszcze jeden twój wybryk, a trafisz do szkoły z internatem!-matka pochyliła się i szepnęła-Lub jak twój ojciec woli powiadać, do szkoły dla młodocianych recydywistów! Trzymaj się kochanie i naprawdę nie narozrabiaj za bardzo. A przypomniało mi się, dzwoniłam do mamy Jarred'a i dziś u niego zanocujesz. Cześć!-pocałowała mnie w czoło i wyszła razem z ojcem.
  Słyszałem kółka walizek, szurających o chodnik przed domem, Podbiegłem do okna, by upewnić się czy naprawdę odjechali. Szum silnika, pisk opon i samochód rodziców znikł z podjazdu.
  Zabrałem rzeczy potrzebne mi do nocowaniu u przyjaciela, i wyszedłem z domu zamykając za sobą drzwi. Zawsze gdy wychodziłem, bałem się, że ich nie domknąłem, więc stałem jeszcze przez 10 minut przed domem jak dureń, siłując się z drzwiami. Upewniwszy się ruszyłem w stronę domu Jarred'a. Pozdrowiłem sąsiada-szarpidruta, lekkim skinieniem głowy, a grzywka znów opadła mi na oko.
  Byłem ulicę od jego domu, gdy zobaczyłem za sobą mężczyznę, który (jak mi się wydawało), śledził mnie. Przyśpieszyłem kroku, oczekując na jego reakcję, zrobił to samo. Moją obawę, usunął Jarred, który wyszedł mi na spotkanie, w tym momencie mężczyzna znikł.
-Luke! -zamknął mnie w przyjacielskim uścisku- W reszcie dotarłeś! Opowiadaj, jak z tym kotem!
-No więc, udało mi się! Tylko ta dziewczyna się jeszcze nie obudziła.-kontynuowałem swoją opowieść jeszcze przez dwie godziny, zasypywany pytaniami chłopaka. Tylko on mi wierzył z tymi snami, więc starałem nie być wredny. On potrafił być denerwujący. Do wieczora nie zamykała mu się buzia.
  Dzień minął nam naprawdę szybko. Nie miałem czasu przejmować się Kariną Snów ( jak wcześniej nazwałem swoje sny). Późną nocą położyliśmy się do łóżek. Mama Jarred'a przegoniła nas, od telewizora w środku naprawdę strasznego horror'u.
-No to co idziemy spać?-spytałem.
-Ta..-nie zdążył skończyć, bo zasnął.
-Ciekawe, czy ja tak szybko zasnę?-mruknąłem do ściany.
  Leżałem jeszcze chwilę, wpatrując się w sufit. Po czym odpłynąłem przy przywitać Krainę Snów.
                                                                                         *
  Stałem przed pensjonatem. Wcześniej nie zwróciłem na to uwagi, ale byłem w swoich ubraniach. Padał rzęsisty deszcz. Wbiegłem do środka, mocząc buty w świeżej trawie. Wpadłem na kamerdynera.
-Luke, jesteś w końcu. Nie mogłem cię znaleźć! Grace już się obudziła, pomyślałem, że chciałbyś się z nią zapoznać.
-T-t-a-a-a-k-jąkając się wbiegłem po schodach na górę. Nie wiedząc czemu, jąkałem się w jego obecności, gdy rozmawialiśmy o tej dziewczynie. Na myśl o niej moje policzki pokryły się rumieńcem. Zachowuję się, jak dziewczyna -pomyślałem otwierając drzwi.
  Grace leżała w kokonie pościeli, jej ciemne włosy spływały z łóżka na podłogę, usta były ułożone w lekkim, choć nie znacznym uśmiechu. Myślałem, że śpi, ale ona rozchyliła powieki, i ujrzałem jej jasno niebieskie oczy.
-Ty to Luke?-spytała, a a jej usta były coraz bardziej uśmiechnięte, gdy tak na nią patrzyłem, zauważyłem dołeczki, gdy się uśmiechała.
-Tak, a ty Grace?-czy ja jestem, naprawdę taki głupi. Oczekiwała pewnie jakiegoś mądrzejszego pytania. To tak samo gdybym pytał prezydenta czy jest prezydentem.
-Tak, choć pewnie już wiesz. Usiądź-poklepała miejsce obok siebie, a ja zbliżyłem się i przysiadłem- Chciałam Ci bardzo podziękować, za to, że mnie uwolniłeś z tego więzienia. Nie wiesz jak trudno być kotem, one są tak głupie. Zachowywałam jakąś połowę świadomości, że nadal w tym ohydnym futrze siedzi człowiek, a nie przygłupi kocur.
-Naprawdę, nie masz, za co dziękować-mruknąłem.
-Ależ jest! Wiem, że szukasz odpowiedzi na to czemu to właśnie ty zostałeś wybrany, żeby pomóc mi odkryć tajemnicę Zjadacza Snów. Tego samego, który zabił moich rodziców- jej twarz nie zdradzała żadnych emocji, gdy wspominała o rodzinie- Ja ci pomogę, jeśli chcesz. A wiem, że chcesz uwolnić się od tych snów. każdy by chciał.
-A ty? -spytałem , sam nie rozumiejąc o co pytam. No bo w końcu, czy ona tu mieszka?
-Ja? Chciałabym wrócić do twojego świata. Mieszkałam tam wraz z rodziną, do momentu, gdy pojawiły się te sny.Nie przejmowałam się nimi, bo w pewnym sensie były lepsze od rzeczywistości, w której nie miałam przyjaciół, a rodzina się mną nie interesowała. Po roku, w snach pojawili się rodzice, i co dziwne , również mieli własną wolę. I tak co noc wszyscy udawaliśmy się do tej mistycznej krainy. W pewnym momencie już się nie obudziliśmy, więc przyszliśmy do tego pensjonatu. Byłam wtedy małą dziewczynką. Pewnej nocy, rodzice zostali zabici, a i morderca zmienił mnie w tego kocura."
                                                                               CDN
Oto dzieło! Mi osobiście bardzo się podoba. A koleżanka, będzie ilustrować, tą historię, więc w poniedziałek dodam nowe dzieła to opowiadania!
A co do niego, to jak wam się podobało? Mam nadzieję, ze nie wysalam z wprawy!
Zachęcam do komentowania!
I życzę miłego weekendu :>

czwartek, 24 września 2015

Przepraszam ;C

Hej!
Wielkie przeprosiny dla was!
Napiszę dopiero jutro, bo dzisiaj musiałam się trochę po uczyć!
Więc zapraszam jutro! Będzie WIELKA NIESPODZIANKA!
Dobranoc c:

środa, 23 września 2015

Z powrotem :> i "Upadły Eden"

Hej, hej!
Jak wcześniej zauważyliście, nie było mnie tu przez dłuuuższy czas, tak samo jak i was :<
Mam nadzieję, że z powrotem będziecie mnie odwiedzać c:
A na początek takie króciutkie opowiadanie 'powitalne'!
"I leżałem konając pod drzewem, krew tryskała z mego uda. Zwłoki moich przyjaciół i nie znajomych leżały na ziemi. Jeszcze żywi kompani i wrogowie walczyli o wejście do rajskiego ogrodu. A ja Feramiel patrzyłem na ich bitwę, wspominając jakże słoneczny poranek.
                                                                                         *
  Stałem wraz z Semalielem pilnując mitycznych wrót Edenu. Każdy z cherubów musiał stawić się raz w miesiąc by pilnować wrót. Każdego również kusiło, by chociaż ukradkiem spojrzeć na mistyczny Eden.
  W blasku porannego słońca promienie muskały łagodnie stopy moje i mego kompana, oraz  miecz w skale, który stał przed wejściem. Miał złotą, pięknie zdobioną  rękojeść, , oraz drobinki kryształków.
-Nie wiem po cóż pilnować, tych wrót. Tu jest tak spokojnie- mruknął Semaliel.
-Jak Pan każe, tak ma być, drogi przyjacielu!-odparłem.
-Ty masz swoje korzyści ze stania tutaj-cherub lubił obgadywać innych aniołów, demonów,a jego największą atrakcją było obgadywanie właśnie mnie.
  Może i miałem z tego jakieś korzyści, ale co do tego temu grubemu Semalielowi. Niech sam znajdzie sobie jakąś korzystniejszą robotę, niż obżeranie się ciastkami.
  Ciszę, przerwało zadęcie w róg. Nie był to przedmiot anielski, dochodził z piekieł. Coś się szykowało, wysłałem swoją Helię, sowę, z listem, w którym nawoływałem wojska Michaela oraz jego samego.
  Zza drzew rosnących przy wrotach wyłoniły się pomniejsze oddziały demonów, na czele z ...Aż mnie wtedy oniemiało, sam Niosący Światło, szedł w naszą stronę.
-Lucyferze, czego od nas chcesz?-wykrzyknąłem.
-Od was otyłe cherubinki? Nic. Ale chcę dostać się tam - wskazał palcem raj- Moje wielkie marzenie, więc możecie mnie wpuścić, a opóźnię wasz zgon, lub zabiję was od razu!
-Panie to prawie to samo-mruknął jeden z demonów.
-Zamknij się, Slaider!-ryknął.
  Rozległ się tętent kopyt, i wojska anielskie wyjechały wprost na nas.
-Michaszek?!-zaśmiał się Lucyfer-Jakże się cieszę z naszego spotkania!
-Nie mogę powiedzieć o tym tego samego, Świeco!
  Odziały Lucyfera zaatakowały armię aniołów, sam włączyłem się w tornado bitwy. Wyjąłem swój miecz, i zaatakowałem jednego z demonów, pchnąłem mój miecz pod jego żebra, on upadł konając. Napojony zwycięstwem z pierwszym przeciwnikiem, zabrałem się za drugiego. I tak trwała wyrównana walka.
  Mój udział w tej bitwie, zakończył się, gdy Slaider ranił mnie w nogę, odczołgałem się kawałek, by odpocząć i zaczekać na zakończenie bitwy.
  Aniołowie upadali, a Niosący Światło zbliżał się do bram Edenu, gdy zdobędzie Eden, rozpocznie się wojna między siłami dobra i zła.
  A ja umierałem, patrząc na poległych. Nie nie poddam się- zaświtała mi ta myśl. Wymyśliłem, tylko jedno. Odczołgałem się w bezpieczne ustronne miejsce, gdzie nikt mnie nie zobaczy, i odleciałem jak tchórz z pola bitwy, gdzie za mnie i za przyszłe pokolenia walczyli aniołowie.
      Przez resztę swojego nędznego życia żałowałem owego czynu."
Opowiadanie składa się tylko z tej części! Więc następnym wpisem, będą zapewne przygody Luke' i Grace! 
Gorąco zapraszam na poprzednie wpisy, tych którzy są tu po raz pierwszy!
Do zobaczenie, i miłego dnia ;>

piątek, 14 sierpnia 2015

Zjadacz Snów cz.8

Hej,hej!
Coraz mniej was tu, coraz mniej wyświetleń i komentarzy :(
Zobaczymy czy przeczytacie część ósmą.
Zapraszam!
"[...]Doszła do  nas ta sprzątaczka, powiedziała coś mężczyźnie. Ten zerwał się z kanapy i wyszedł razem z nią. W końcu mogę umyć tego przeklętego kocura. Tylko gdzie on się ukrywa. Pobiegłem na górę sprawdzić w pokoju tej dziewczyny. Ku moim przypuszczeniom siedział sobie na łóżku.
-Wszędzie Cię szukałem! A ty tu się ukrywasz.-powiedziałem po czym wziąłem go na ręce.
  Poszedłem do łazienki. Włożyłem kota do wanny. Spróbowałem go umyć, ale on wyraźnie bał się wody. Może to jest bez sensu. Może to wcale nie jest ta dziewczyna. Ale przynajmniej jak go umyję, to ludzie nie będę się na mnie gapić.
  Nalałem sobie na rękę lawendowego płynu i wyszorowałem go całego. Spłukałem całą pianę, a kota wytarłem ręcznikiem. Nawet mnie nie podrapał. Wziąłem szczotkę i przeczesałem jego futro. Gdy już miałem brać się za wysuszenie go suszarką, on leżał na podłodze. Wił się. Jego ciało wstrząsało drgawkami.
  Chyba go zabiłem!-pomyślałem. Spanikowałem, zabrałem kota do pokoju, dziewczynki. Gdy doszedłem do drzwi, na moich ramionach nie spoczywał kot, a ta dziewczyna sprzed lustra.
  Położyłem ją na łóżku, przykryłem ją kocem. Była strasznie zimna. Usiadłem i myślałem co dalej. W końcu nie może tu zostać, bo morderca, będzie chciał ją zabić.  A tego nie chciałem, nawiązałem z nią jakąś dziwną więź, kiedy była kotem.
  Ale nadal nie wiedziałem kto jest zabójcą. Kamerdyner, sprzątaczka, ogrodnik, czy może ktoś zupełnie inny.
  Usłyszałem trzask schodów, ktoś tu szedł. Co ja powiem, że znalazłem ją gdzieś, ale co mogła robić ta dziewczyna na ulicy. Powinienem ją ukryć, tylko, że nie było czasu. Ktoś otwierał drzwi.
-Co ty tu znowu wyrabiasz?-zagadnął kamerdyner-I kim jest ta dziewczyna.
  Spojrzał na mnie i na nią. Jego wzroku został na jej twarzy.
-To..to, nie możliwe-podszedł do niej i usiadł przy łóżku. Gdyby to on był mordercą, mógłby ją zabić. A nie zrobił tego.
-To ona. Kiedy zaginęła, bardzo się martwiłem, po zabójstwie jej rodziców-wyglądał jakby zaraz miał się rozpłakać- Myślałem, że morderca ją porwał.A ten kot...
  Pogładził ją po policzku.
-Zawsze się nią zajmowałem, wiesz? Bawiła się lalkami. A teraz znów tu jest!
  Przykrył ją starannie kocem. Stałem wpatrzony w ścianę. Skąd wiedział o kocie? Może już wcześniej się domyślił, tylko nie wiedział co zrobić. Tylko co ja miałem z tym wspólnego. Dlaczego to właśnie ja mam takiego pecha.
-Ja-ak, ona m-aa na imię?-zająknąłem się.
-Grace-mruknął i spojrzał na mnie-może przejdziesz się gdzieś, potem ją odwiedzisz, może nawet się zaprzyjaźnicie.
  Wyszedłem z pokoju i natychmiast się obudziłem"
                                                                                      CDN
Mam nadzieję,że się wam spodobało. Proszę o komentarze :>
Miłego dnia!

środa, 12 sierpnia 2015

Zjadacz Snów cz.7

Witajcie!
Sorry, że wczoraj nie było nic dodane, ale dziś już zamieszczam siódmą część. Mam nadzieję, że poprzednie, się wam spodobały.
Zapraszam!
"[...] Położyłem się spać kilka minut po północy. Wcześniej rozmawiałem z Jarred'em.
  Nakryłem się puchatą kołdrą i próbowałem zasnąć. Od tej nocy, gdy ten facet był pod moim domem, miałem wrażenie, że on nadal mnie prześladuje. Nie chciałem nic mówić rodzicom, w tym ojcu, bo od razu by mnie wyśmiał. Przewracałem się z boku na bok. I w końcu zasnąłem.
                                                 *
  Siedziałem na łóżku w salonie. Wolałem 'wyprać' tego kocura, gdy kamerdyner gdzieś sobie pójdzie. Ale on wiedział, że coś kombinuję i rozsiadł się przed telewizorem w salonie. Wybrał aobie idealne miejsce, by mieć oko na mnie. Lub na to czy nie wchodzę na górę.
  Wyszedłem na dwór, by wymyślić co zrobić. Poszedłem usiąść przy jeziorku. Zobaczyłem pod wodą jakiś kształt. Dokładniej się przejrzałem.
To chyba był trup. Wziąłem do ręki kij i szturchnąłem go. Nie poruszył się.
  Czym prędzej pobiegłem do środka.
-Tam, w jeziorze pływa truposz!- wykrzyknąłem zdyszany.
-Gdzie tam w naszej wodzie?- wstał i wyszedł z domu.
  Gdy doszliśmy nad wodę, nic już tam nie było.
-Widzisz tu jakiegoś trupa, bo mnie oczy nie mylą.- i odszedł, wyraźnie wzburzony.
  Może mi się zdawało, ale jak mogło mi się przewidzieć skoro dotkąłem go tym kijaszkiem.
  Poszedłem poszukać kota. Ale nigdzie go nie było. Ta dzisiejsza wyprwa to  kompletna klapa. Znikający umarły i brak tego kota-dziewczyny. Dom Wariatów.
  Niedługo potem, wszedłem do pensjonatu, przy okazji obtarłem sobie rękę. Usiadłem obok mężczyzny.
-Znalazłeś coś ciewkawego?- zapytał.
-Nie.- odburknąłem."
                                       
 
CDN
Nie miałam jakoś weny, więc jest mniej. Fakt faktem, że piszę na telefonie :/
Nie zapomnijcie komentować!
Miłego Dnia ;>